Powołanie lekarza katolika, zwłaszcza stosującego metodę homeopatii, do służby Bogu i choremu.


    Wobec pojawiających się w ciągu ostatnich kilku lat zastrzeżeń co do stosowania metody homeopatii przez osoby wyznające wiarę katolicką, w wystąpieniu zostanie pokrótce przedstawiona historia związków homeopatii z Watykanem.
Udostępniona zostanie także treść listu podpisanego przez ks. Pawła Ptasznika z Sekcji Polskiej Sekretariatu Stanu, który na prośbę Jana Pawła II i w Jego imieniu 22.06.2004 odpowiedział naszemu koledze, homeopacie, na pytanie o zgodność stosowania tej metody leczenia z wiarą katolicką.
W dalszej części poruszony zostanie temat powołania lekarza katolika, szczególnie stosującego w swojej praktyce leki homeopatyczne, do służby Bogu i choremu.
Na koniec podzielę się osobistym doświadczeniem lekarza pediatry homeopaty,   równocześnie osoby konsekrowanej, a więc związanej z Kościołem katolickim.
Podjęcie decyzji wyrażającej zgodę na moje obecne wystąpienie nie było dla mnie łatwe. Temat leczenia homeopatycznego w ostatnim czasie wzbudza wiele kontrowersji zarówno w kręgach medycznych jak i kościelnych. Na temat różnych opinii co do sposobu i efektów działania tych leków nie będę się teraz wypowiadać, gdyż nie jest to celem tego wystąpienia.
Poruszę natomiast problem stosowania tego typu leków przez lekarza i pacjenta związanych z Kościołem katolickim.
Niektórzy z kapłanów potępiają tę metodę. Lękają się jej niewiadomego działania, zupełnie innego niż leki allopatyczne. Uważają, że leki homeopatyczne mogą  być powiązane z  siłami dążącymi do oderwania człowieka od Boga, a tym samym stać się zagrożeniem dla jego życia duchowego.
Jednakże opierają się oni tylko na rozważaniach filozoficzno-teologicznych, nie mając żadnego doświadczenia praktycznego w ich stosowaniu.
Informacje wyrażające obawy związane z ich stosowaniem powielane są w różnych czasopismach związanych z Kościołem.
Pacjenci wierzący czytając je zaczynają mieć wątpliwości co do tego, czy nie postępują przeciw Bogu i wierze. Czasem mimo dobrych  efektów działania leków homeopatycznych, pod wpływem  przeczytanych tekstów, rezygnują z  tej metody leczenia.
Małopolskie Stowarzyszenie Lekarzy Homeopatów posiada tekst artykułu zatytułowanego:
Krótka historia rozwoju homeopatii we Włoszech i jej związków z Watykanem
Autorem jest  dr Fernando Piterà  lekarz chirurg z  Genui, zastępca przewodniczącego Międzynarodowego Stowarzyszenia Naukowego na Rzecz Badań, Uczenia i Rozwoju Medycyn Antropologicznych
Przedstawię teraz  jego najważniejsze fragmenty:

Homeopatia została wprowadzona do Rzymu w 1827 roku przez austriackiego lekarza, doktora Kinzela.

Największym jej obrońcą okazał się papież Grzegorz XVI (1831-1846).
W czasie jego pontyfikatu znanym stał się Wahle, homeopata pochodzący z Lipska.
Jednakże zwolennikom allopatii udało się przekonać papieża, by zakazał mu stosowania leków homeopatycznych.
W 1841 roku papież zażądał, by Wahle zdał mu sprawę z tego, w jaki sposób przygotowuje się tego typu leki. Po otrzymaniu wyjaśnień dał Wahle’owi pozwolenie na stosowanie homeopatii w obrębie Państwa Kościelnego, czyli między innymi właśnie w Rzymie. Zakon jezuitów uczynił go nawet lekarzem instytutu.
Ostatecznie w 1842 roku Grzegorz XVI  cofnął zakaz rozdawania chorym leków homeopatycznych.

W 1852 roku bulla Piusa IX (1846-1878) przyznała duchownym prawo rozdawania leków homeopatycznych w nagłych wypadkach w razie nieobecności lekarzy.
Odkąd pierwszy raz homeopatia pojawiła się we Włoszech, spotykała się z przychylnością ruchów katolickich i Watykanu.
Stanowisko Watykanu wobec homeopatii było dobrze znane także we Francji. W roczniku homeopatycznym z 1875 roku, wydawanym w Nîmes, ukazał się artykuł braci Peladan,
Oto jego fragmenty:
"Kościół Rzymski pozostawia nauce pełną swobodę, o ile pozostaje ona w obrębie właściwej sobie dziedziny. Papieże nigdy nie przejawiali owej nienawistnej nietolerancji, jaką zademonstrowało środowisko wykształconych medyków, uporczywie trzymających się rutynowego leczenia wobec rewolucyjnych metod, reform farmaceutycznych i nowych odkryć. Podczas gdy wiele uniwersytetów i rządów, będących pod wpływem przedstawicieli oficjalnej nauki, odrzuciło homeopatię nie zastanowiwszy się nawet nad jej znaczeniem i zakazało następcom Hahnemanna bezpośredniego i nieograniczonego rozprowadzania leków, postępowanie dworu papieskiego wobec nowej metody leczenia dowodzi otwartości spojrzenia. Wszyscy, którzy uznają homeopatię za prawdziwą część medycyny, powinni okazać Piusowi IX ogromną wdzięczność, jaką winna mu jest nasza szkoła za wyjątkowe przywileje, które nam przyznał".
Papież Pius IX  przyznał w 1848 roku profesorowi Ettore Mengozzi, lekarzowi homeopacie, katedrę filozofii przyrody uniwersytetu w Rzymie.
Również Leon XIII (1878-1903), następca Piusa IX, był zdecydowanym zwolennikiem homeopatii.
Poddał się on leczeniu przez doktora Francesco Talianiniego, praktykującego w Ascoli.
Czasopismo Rivista Omiopatica (rocznik 38, 1892, nr 3, s. 99) donosiło:
"Jego Świątobliwość papież Leon XIII został dotknięty poważnie zagrażającą jego życiu, postępującą chorobą tchawicy, gdy właśnie przygotowywał się w Akademii Duchownej w Rzymie do czekających go w przyszłości ważkich zadań. Jego zdrowie zostało wówczas w niewiarygodny sposób uratowane i wzmocnione. Niewątpliwie jest to zasługą homeopatii i doktora Talianiniego, jeśli papież cieszy się dziś przez wszystkich pożądaną i błogosławioną długowiecznością".
Doktor Talianini dzięki oddanym przysługom, a także dzięki najwyższemu profesjonalizmowi, jakim się wykazał, otrzymał złoty medal w darze od Watykanu i w późniejszym czasie był tam regularnie wzywany na konsultacje.

W 1947 roku pierwszym lekarzem papieża Piusa XII (1939-1958) był doktor Galeazzi-Lisi, homeopata. Należy przypomnieć, że ten godny szacunku specjalista stał się właściwie nadwornym lekarzem papieskim i z powodzeniem stosował homeopatię w leczeniu tego papieża.
  Napisany Mon 13 Aug 2007 przez Homeopata (2410 odsłon)
Małopolskie Stowarzyszenie Lekarzy Homeopatów dysponuje również listem będącym odpowiedzią Jana Pawła II na pytanie skierowane przez jednego z kolegów, u którego pojawiły się wątpliwości co do stosowania homeopatii przez lekarza katolika.

Oto jego treść:

Watykan 22 czerwca 2004 r.
Sekretariat Stanu

Szanowny Panie,

W ostatnich dniach Jego Świątobliwość Jan Paweł II przekazał mi kilka listów, które od dawna spoczywały na Jego biurku. Wśród nich był także list od Pana z marca br. Prosił mnie, aby odpowiedzieć w Jego  imieniu. Chętnie to czynię.

Odpowiadając na Pana pytanie należy stwierdzić, że – o ile mi wiadomo – nie istnieje jakiś dokument Magisterium Kościoła, który podejmowałby wyłącznie temat homeopatii. Niedawno ukazał się dokument Papieskiej Rady ds. Kultury i Papieskiej Rady ds. Dialogu z Religiami pt. „ Jesus Christ the bearer of the water of Life, A Christian reflection on the "New Age”, w którym porusza się temat leczenia naturalnego z homeopatią włącznie. Jest to jednak ujęcie w perspektywie ideologii New Age i dlatego wydaje się mieć wydźwięk negatywny.
Generalnie rzecz biorąc Kościół nie zabrania stosowania homeopatii w leczeniu, o ile nie wiąże się to z magią, bądź akceptacją idei religii wschodnich, szczególnie buddyzmu. Kościół ostrzega jednak przed takim stosowaniem naturalnych metod leczenia, które odrzucałoby metody naukowe, sprawiając, że pacjent ufając np. energoterapeutom, rezygnowałby z leczenia szpitalnego, które na pewnym etapie rozwoju choroby jawiłoby się jako niezbędne. Istnieje też bogata tradycja stosowania leków naturalnych, przechowywana zwłaszcza w monasterach zakonnych i w młodszych zgromadzeniach, które parają się pomocą ludziom chorym jak np. bonifratrzy. Wydaje się zatem, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby były stosowane leki homeopatyczne, zawsze jednak z tym zastrzeżeniem, że najważniejsze jest zdrowie pacjenta, a lekarz nie może mu szkodzić nawet przez zaniedbanie tego, co rozwój nauki medycznej daje jako skuteczne narzędzie do przychodzenia z pomocą.
Ojciec Święty wdzięczny jest Panu za życzenia. Odwzajemnia je, polecając Pana i Pańskich pacjentów dobroci Boga. Wyprasza wszelki potrzebne łaski i błogosławieństwo.

Z wyrazami szacunku
Ks. Paweł Ptasznik, Sekcja Polska Sekretariatu Stanu
Z listu wynika jasno, że wiara katolicka nie zabrania stosowania leków homeopatycznych, ani nie widzi niebezpieczeństwa dla życia duchowego osób leczących się nimi.
Tak jak już wcześniej zaznaczyłam podjęcie decyzji wypowiedzenia się na forum lekarzy homeopatów stosujących od wielu lat tę metodę było dla mnie trudne.
Ostatecznie przekonała mnie data naszego spotkania. Dziś, 24 marca przypada wspomnienie błogosławionej Matki Marii Karłowskiej, żyjącej na przełomie XIX i XX wieku, założycielki zgromadzenia zakonnego Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej. Informacja ta wydawać by się mogła bez związku z tematem dzisiejszego wystąpienia. A jednak.
Zakonnica ta była beatyfikowana 6.06.1997 r przez Jana Pawła II w Zakopanem pod Krokwią, u stóp krzyża na Giewoncie.
Wówczas Jan Paweł II powiedział do zgromadzonych wiernych: "Umiłowani bracia i siostry, nie wstydźcie się krzyża. Starajcie się na co dzień podejmować krzyż i odpowiadać na miłość Chrystusa".
Czyż zdanie to nie jest pięknym testamentem naszego Ojca św. dla wszystkich lekarzy pomagających cierpiącym pacjentom?
Krzyż niesie przede wszystkim chory człowiek, ale jak wszyscy dobrze wiemy, nie brakuje go także w życiu każdego lekarza.
"Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich"  (J15,13).
Oddać życie za przyjaciół swoich nie musi oznaczać śmierci męczeńskiej, gdyż jest ona przeznaczona przez Boga dla wybranych.
Czymże jednak jest poświęcenie lekarza dobrze wypełniającego swoje powołanie, jak nie oddawaniem swojego życia dla chorego?
Każdy z nas wie jak wiele czasu i sił poświęcił na studiowanie i doskonalenie  zawodowe, jak wyczerpujące są wielogodzinne dyżury szpitalne czy na pogotowiu ratunkowym, w jak trudnych warunkach przychodzi czasem pracować, zwłaszcza w terenie czy na sali operacyjnej. Ileż razy wychodząc z gabinetu, w którym przez kilka godzin przyjmujemy pacjentów czujemy wielkie zmęczenie, a czasem nawet wyczerpanie. Jeśli wkładamy w swoją pracę serce wówczas oddajemy cząstkę swojego życia choremu.
Można być dobrym lekarzem i człowiekiem niezależnie od tego czy jest się katolikiem czy też wyznającym inną wiarę, czy w swojej pracy stosuje się medycynę akademicką czy metodę homeopatyczną. Decydującym jest  tu postępowanie według własnego sumienia i spełnianie swojej misji jako lekarza w pełni uczciwości względem siebie i pacjenta.
Niezmiernie ważnym jest wyciszenie duchowe osoby prowadzącej leczenie.
Nieuporządkowanie własnej duszy ma niekorzystny wpływ na stosunek i nawiązanie kontaktu z pacjentem. Tylko lekarz, w którego duszy panuje pokój jest w stanie pozytywnie wpływać na chorego, wzbudzać w nim zaufanie, a to z kolei jest warunkiem dobrej współpracy między nimi.
Wzorem dla nas powinna stać się św. Joanna Beretta Molla. Była ona lekarzem pediatrą. Oddała życie dla ratowania swojego  poczętego dziecka.

Sformułowała cztery zasady, jakimi powinni kierować się lekarze.
Po pierwsze: muszą dobrze wykonywać obowiązki i pogłębiać swoją wiedzę, nie traktując pracy przede wszystkim jako źródła zysków materialnych
Po drugie: powinni być uczciwi, aby pacjenci mogli im ufać
Po trzecie: mają otaczać chorego serdeczną troską, widząc w każdym swego brata
Po czwarte: lecząc ciała powinni pamiętać też o duszach swoich podopiecznych.
Joanna podkreślała, że człowiek cierpiący nieraz powierza swe sekrety lekarzowi niczym spowiednikowi. Zwracała uwagę, że trzeba szczególnie uważać, by niewłaściwym słowem nie zranić uczuć pacjenta.

Dla każdego człowieka wyznającego wiarę katolicką największym przykazaniem jest przykazanie miłości Boga i bliźniego Sam Jezus powiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego" (Mt 22,37-39).
Praca lekarza również powinna opierać się na tych dwóch przykazaniach.
Przykazanie to łączy miłość do Boga i do bliźniego, którym jest także nasz pacjent.
W  pracy lekarza katolika  nie powinno oddzielać się swojej wiary od leczenia pacjenta.
I tu z pomocą przychodzi po raz kolejny Jan Paweł  II.
W przemówieniu wygłoszonym do zakonnic zebranych w kościele Mariackim w Krakowie
9 VI 1979 podkreślił, że każda z nich, obojętnie czy zamknięta w klasztorze klauzurowym czy też przebywająca w zgromadzeniu czynnym, powinna być po części ewangeliczną Marią, ale także Martą.
Myślę, że podobnie można powiedzieć o lekarzu katoliku.
Powinien on czerpać swoje siły od Chrystusa, najlepszego Lekarza ciał i dusz, a równocześnie korzystać ze zdobyczy nauki, aby jak najlepiej pomóc cierpiącemu człowiekowi, w którym ukryty jest sam Jezus.
Mówił o tym Jan Paweł II 9.06.1997 w Krakowie w przemówieniu wygłoszonym w Klinice Kardiochirurgii:
"Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt25,40). Tymi słowami Chrystusa zwracam się do was, pracujących w tym szpitalu i poprzez was do wszystkich pracowników służby zdrowia w Polsce.
W perspektywie wiary  wasza posługa jawi się jako służba samemu Chrystusowi, tajemniczo obecnemu w doświadczonym cierpieniem człowieku."

Życie każdego człowieka potrzebuje wejścia na górę czyli modlitwy jak i zejścia na dół czyli czynu, świadectwa, akcji. Na górze omawiamy z Bogiem swoje zadania, problemy, postanowienia. Na dole zaś staramy się je wypełniać, realizować. Myśl tę można również odnieść do pracy lekarza katolika.

Obecnie możemy się spotkać z dwoma skrajnymi zdaniami. Jedno z nich mówi: "Leczy tylko Bóg, a wszystkie sposoby leczenia są nieważne". I drugi pogląd: "Trzeba opierać się tylko na wiedzy dotyczącej organizmu i na wszelkich dostępnych metodach leczenia."
Jednak ani jeden ani drugi nie jest słusznym.
Oparcie tylko w nauce pozbawia lekarza źródła, od którego pochodzi wyleczenie pacjenta. Bóg chce współpracować z lekarzem dysponującym pewną wiedzą na temat choroby i stosowania metod i leków mogących w danym momencie być skutecznymi. Następuje wspaniałe uzupełnianie się między Bogiem a lekarzem. Bóg leczy duszę naszego pacjenta, a my pomagamy mu zwalczyć dolegliwości jego ciała. Ale ostateczny wynik leczenia nie jest zależny od lekarza. To Bóg decyduje o tym czy i w jakim stopniu pacjent odzyska zdrowie lub zostanie odwołany z tego świata do swojego Stwórcy. I o tym powinniśmy pamiętać i z pokorą zaakceptować wolę Boga.
Miedzy Bogiem oraz  lekarzem otwartym na Jego działanie i chorym istnieją wzajemne relacje i wymiana miłości.
Odnosi się to także do leczenia metodą homeopatyczną.
W wywiadzie homeopatycznym nie zawężamy się do zbierania informacji na temat dolegliwości fizycznych. Interesuje nas cały pacjent, także jego emocje, psychika, środowisko, w którym żyje, jego problemy, lęki itp. Duża część chorób ma swe źródło w traumatycznych przeżyciach pacjenta. Jeśli nie dotrzemy do ich źródła cały proces leczenia może przybrać niekorzystny kierunek. Ogromnie ważna jest rozmowa z pacjentem i poruszenie tych wszystkich tematów, na co na ogół brakuje czasu w przypadku leczenia allopatycznego. Jeśli lekarz homeopata jest zarazem katolikiem znajdującym oparcie w Bogu tym łatwiej jest mu poruszać te tematy. Czasem w przypadku, kiedy i pacjent jest osobą wierzącą można podsunąć mu pewne rady  także w problemach duchowych, skierować do odpowiednich poradni również związanych z Kościołem.
Powinniśmy jednak  pamiętać, że lek jest jedynie środkiem, którym poprzez lekarza posługuje się Bóg.
W Piśmie św. w Mądrości Syracha (38,1-15 ) istnieje tekst pięknie mówiący o lekarzu i lekach. Zacytuję tu tylko jego fragment:
"Oddaj lekarzowi cześć należną jego posłudze, albowiem i jego stworzył Pan.
Od Najwyższego pochodzi uzdrowienie, i od Króla dar się otrzymuje...
Pan stworzył leki pochodzące z ziemi, a człowiek mądry nie będzie nimi gardził...
Z nich aptekarz sporządza leki, aby nie było końca Jego dziełom i pokój od Niego trwa na całej ziemi.
Synu, w chorobie nie odwracaj się od Pana, ale módl się do Niego, a On cię uleczy.
Odrzuć przewrotność – wyprostuj ręce i oczyść serce z wszelkiego grzechu!...
Potem daj miejsce lekarzowi, bo jego też stworzył Pan, nie odsuwaj się od niego, albowiem jest ci on potrzebny."

Jak dobrze wiemy surowcem do produkcji leków homeopatycznych są rośliny, minerały, tkanki zwierząt, a więc  substancje pochodzące z ziemi.
Sposób wytwarzania leku to rozcieńczanie połączone ze wstrząsaniem. I ten sposób wzbudza wiele kontrowersji. Dla niektórych  przeciwników homeopatii z kręgów kościelnych wstrząsanie jest czymś tajemniczym, powiązanym z siłami niewiadomego pochodzenia, a więc podejrzanymi o pochodzenie od złych sił
Człowiek nie może wszystkiego wiedzieć, nie musi znać wszystkich tajemnic życia. Wystarczy, że widzi pozytywne skutki działania leków i nie odrzuca ich w przypadku, gdy jeszcze nie jest w stanie odkryć dostępnymi metodami badawczymi mechanizmu ich działania.. Chcąc wszystko udowodnić może popaść w grzech, który popełnili nasi pierwsi rodzice: Adam i Ewa, którzy ulegli pokusie zerwania owocu z drzewa poznania dobra i zła.
A właśnie po owocach można poznać czy dana sprawa jest dobra czy zła.
Z własnej praktyki wiemy dobrze jak wiele pozytywnych skutków przynosi stosowanie leków homeopatycznych. Najważniejszym z nich jest fakt, że lecząc tą metodą traktujemy człowieka całościowo lecząc nie tyko jego poszczególne narządy, ale także sferę emocjonalną.
Leki te nie powodują wygaszania objawów, przez które organizm daje sygnał o swojej chorobie, lecz próbują likwidować ich przyczynę. W niektórych przypadkach możliwym jest uzyskanie znacznej poprawy, a czasem nawet wyleczenia chorób, w których medycyna akademicka nie potrafi już pomóc choremu. Inną korzyścią z ich stosowania jest znaczne ograniczenie stosowania leków chemicznych, które jakże często dają wiele powikłań u leczonego nimi pacjenta. Pierwsza pomoc w nagłych zachorowaniach i urazach, łagodzenie cierpień w chorobach przewlekłych i terminalnych to kolejne przykłady dobrych efektów działania tych leków.
Czyż wszystkie te pozytywne strony leków mogą mieć swoje źródło w złych siłach?
Wszyscy widzimy, co obecnie dzieje się w społeczeństwach. Narastający lawinowo rozpad rodzin, maltretowanie dzieci, samobójstwa w coraz młodszym wieku, zwiększająca się liczba osób z depresjami itp. Czyżby oni wszyscy też byli leczeni homeopatycznie? Czy też może szatan próbuje poprzez podsuwanie ludziom fałszywych bożków jak władza, pieniądze, kult ciała, oddalić ich od prawdziwego i jedynego Boga?
Proces leczenia pacjenta zależy także od niego samego. Jeśli odczuwa on chęć życia, czuje wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół wówczas jego walka z chorobą może przybrać korzystniejszy przebieg.  A jeśli jest on osobą wierzącą pomocą w jego chorobie będzie wiara. Mamy przykłady takiej postawy już w Ewangeliach.
"A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele wycierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Posłyszała o Jezusie, więc weszła z tyłu między tłum i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: Żebym choć dotknęła się Jego płaszcza, a będę zdrowa. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w swym ciele, że jest uleczona z dolegliwości." (Mk 5,25-29 ).
Podobnie mogą powiedzieć setki cudownie uzdrowionych chorych, którzy wyprosili tę łaskę za wstawiennictwem Maryi oraz wielu świętych i błogosławionych.
Mówi się, że wiara czyni cuda. I jest to prawdą.

Zdrowie i choroba nie zależy od człowieka, ale od woli i planów Boga nie zawsze jasnych dla chorego. Niestety w obecnych czasach coraz częściej zapominamy o tej prawdzie szukając szczęścia w bezkrytycznym stosowaniu cudownych metod przedłużających życie, a często sprzecznych z prawami natury.

Na zakończenie przedstawię doświadczenia osobiste związane z pracą tą metodą.

Tak się zdarzyło, że będąc od kilkunastu lat homeopatą otrzymałam zupełnie dla mnie nieoczekiwany i wielki dar od Boga. Było nim powołanie do stanu życia konsekrowanego. Jednak nie w zakonie, a w świecie. Moje życie w sensie zawodowym pozostało takie jak poprzednio, choć od chwili mojej konsekracji 8 XII 2005 roku praca nabrała także innych wymiarów.
Wiem, że nie jestem w niej sama, nie muszę liczyć tylko na moje siły i wiedzę. Wiem, że jest przy mnie Jezus, najlepszy Lekarz, który zna mojego pacjenta tak jak on siebie nie zna.
Jak napisał o Jezusie w liście do Hebrajczyków św. Paweł: „Przez to bowiem, co sam wycierpiał poddany próbie, może przyjść z pomocą tym, którzy jej podlegają.". (Hebr 2,14-18).
Ja ze swej strony staram się pomóc pacjentowi tak, jak podpowiada mi moja wiedza i doświadczenie.
Ale proszę także o pomoc Jezusa, bym mogła, jeśli jest taka wola Boga, przywrócić choremu zdrowie lub zmniejszyć jego cierpienia.
Jako pediatra homeopata mogę leczyć całą rodzinę chorego dziecka. Jakże często jego choroby biorą początek w patologii rodziny. Dobrze wiemy jak na psychikę, nawet dopiero co poczętego człowieka, wpływają wszelkie przeżycia matki, nawet  z jej własnego dzieciństwa.
Po narodzeniu dziecko narażone jest obecnie na coraz częstsze problemy małżeńskie swoich rodziców. Kłótnie, zdrady, rozwody nie są już rzadkością. A dziecko odpowiada na nie różnorodnymi chorobami.  I tu z pomocą przychodzi homeopatia próbując odkryć źródło problemów  i zmniejszyć je, a czasem całkowicie zlikwidować, czego niestety podanie antybiotyku czy innych leków allopatycznych nie uczyni.
Stosując leki homeopatyczne nigdy nie zauważyłam, by ktoś z ich powodu odszedł od wiary.
Osoby, które były wierzące tylko z nazwy często pozostawały takimi także podczas całego okresu leczenia.
Ale jest też pewna grupa pacjentów, którzy biorąc te leki zbliżyli się do Boga i wiary katolickiej.
Teraz przedstawię dwa świadectwa napisane przez matki dzieci, które leczę od wielu lat.

Pierwsze z nich dotyczy całej rodziny leczonej homeopatycznie od 6 lat. Jest to rodzina pełna, posiadająca dwóch chłopców w wieku 6 i 7 lat.
Już po kilku wizytach na początku leczenia widać było, że problemy zdrowotne dzieci mają swoje podłoże w złych relacjach między rodzicami.
Ojciec bardzo zamknięty w sobie, nie potrafiący okazać swoich uczuć ani w stosunku do żony ani do dzieci. Matka pełna życia, otwarta, czuła.
Cierpiała cała rodzina. Jednak w ciągu następnych lat ich leczenia nie tylko lekami homeopatycznymi ale także poprzez rozmowę, w rodzinie tej powoli, ale stale poprawiają się  wzajemne relacje. Udało się jej wyjść z poważnego zagrożenia rozpadu małżeństwa.
Dużą pomocą w tym wychodzeniu z kryzysu okazał się kapłan z ich parafii, który do chwili obecnej służy im pomocą
Oto co pisze matka:

"Łączenie elementów psychicznych i fizycznych w leczeniu homeopatycznym, oraz znajomość własnego ciała i jego sygnałów sprawiła, że żyjemy  w zgodzie ze sobą , swoim sumieniem i prawdą o sobie samym. Nie da się bowiem oszukać ciała gdy „sumienie zjada" od środka. Przykładem bolesnym i koronnym, uczącym i wymagającym naszej pracy, jest kryzys małżeński z jakim borykamy się od wielu lat.
W swej szczytowej fazie wpływał on niekorzystnie na nasze zdrowie, wcześniej rujnując nasze relacje, a wiec psychikę i kręgosłup moralny. Szkody jakie sami sobie wzajemnie czyniliśmy bezpośrednio przekładały się na zdrowie fizyczne.
Owszem, można było podjąć decyzję o leczeniu lekami psychotropowymi, o szybszym zakończeniu wspólnego życia. Jednak  zgoda z własnym ja i sumieniem, nie pozwalała na łatwe środki i szybkie rozwiązania. Każda wizyta i rozmowa z homeopatą pokazywała, że  im więcej nadziei i pracy włożymy w małe naprawcze kroczki, tym więcej trwalszych korzyści mieć będziemy.
Do zranionych serc docierały również głosy tych, którzy chcieli dla nas dobrze. Byli wśród nich przyjaciele, ksiądz i część rodziny.
Obecnie nasze życie rodzinne powoli nabiera optymistyczniejszych barw."
Kolejne świadectwo dotyczy rodziny żyjącej w związku nie sakramentalnym z powodu męża, uważającego się za ateistę.

"Nasza rodzina leczona jest homeopatycznie od 2002 roku. Od pierwszej wizyty  nikt z nas do dziś nie zażywa żadnych leków alopatycznych. Homeopatia odnosi skutki nie tylko w dochodzeniu do zdrowia, ale także wpływa na zachowanie i psychikę każdego z nas. Sześcioletnia córeczka stała się dzieckiem nie tylko zdrowszym i silniejszym, ale i spokojniejszym, bardziej otwartym. Pod wpływem leczenia znikła zazdrość i agresja, jaką przejawiała po urodzeniu się brata, nawet stała się bardziej opiekuńcza względem niego Czteroletni synek z zaburzeniami w rozwoju ruchowym, wspomagany lekami homeopatycznymi, szybko "nadrobił" zaległości  neurologiczne
Mąż dzięki lekom z człowieka zamkniętego w sobie i wybuchowego stał się  znacznie  spokojniejszym, bardziej wyciszonym. Udało mu się zwalczyć nałóg  palenia papierosów. Łatwiej do niego dotrzeć rozmową, choć przyznam, że jego rzadkie wizyty u lekarza i  wobec tego  długie przerwy w zażywaniu leków  powodują  "powroty" niepokoju wewnętrznego, wybuchów i zamykania się w sobie.
Najłatwiej działanie leków homeopatycznych mogę opisać na sobie . Będąc drugi raz w ciąży  byłam już od jakiegoś czasu leczona homeopatycznie i mogę stwierdzić, ze dużo łagodniej przeszłam czas oczekiwania na dziecko. Nie tylko chodzi o dolegliwości, ale i nastrój. Szybciej doszłam także do zdrowia po drugim cesarskim cięciu. Poza tym z osoby łatwo tracącej cierpliwość, apodyktycznej, zazdrosnej , głęboko przeżywającej wyrządzone krzywdy, z ogromną trudnością przyznającej się do błędu, szybko wpadającej w złość – stałam się kobietą mającą wiele cierpliwości, wyrozumiałości, pokory, opanowania i zyskałam wyciszenie wewnętrzne.  Czuję, ze jestem bardziej otwarta na drugiego człowieka, wrażliwsza – łatwiej zauważam i odczuwam , gdy ktoś ma jakieś kłopoty. Udaje mi się często  w pracy (jestem nauczycielką)  łagodzić konflikty i pomagać uczniom.
Nasza rodzina dzięki leczeniu homeopatycznemu uzyskała przede wszystkim : spokój wewnętrzny, wzajemną akceptację  i wrażliwość na drugiego człowieka.

Jest jednak jeszcze jedna ważna rzecz związana z tym leczeniem w moim przypadku :
-  chodzi o rozwój duchowy.  Większa refleksyjność spowodowała kilkanaście miesięcy temu, że odczułam wyraźnie pustkę, jaką mam w sercu.  Przełomowym momentem było, gdy pewnego poranka, jadąc autobusem do pracy, koleżanka zapytała mnie, czy widziałam tę piękną podwójną tęczę nad Krakowem, kończącą się koło naszego kościoła na górce. Mówiąc, że nie widziałam, poczułam, że coś jest nie tak w moim życiu, coś przecieka mi przez palce, umyka, w pośpiechu gubię coś bezpowrotnie. Wysiadłszy z autobusu rozejrzałam się ciekawie, ale niebo już było zachmurzone i tęcza znikła. I poczułam, że muszę się zatrzymać, zmienić moje życie. Zaczęłam więc "zatrzymywać się" w różnych sytuacjach każdego dnia i zastanawiać nad nimi. Do tego wkrótce doszła  tęsknota do Boga, o którym zapomniałam, żyjąc przez kilkanaście lat dniem dzisiejszym.
Tak rozpoczęło się moje nawrócenie, miłość i dziękczynienie Bogu za to, co mam i co daje mi każdego dnia, modlitwa,  miłość do drugiego człowieka, do siebie, a także droga, którą staram się, pomimo upadków, kroczyć do dziś, zgodnie z Jego wolą …"
Widać zatem, że pozostanie w łączności z Kościołem  lub odejście od wiary nie jest zależne od rodzaju stosowanej metody leczniczej.
Dziś, podczas Mszy św., czytana jest Ewangelia św. Jana (7,40-53). Z ust kapłanów i faryzeuszy padają słowa odnoszące się do Jezusa: "Żaden prorok nie powstaje z Galilei".
Obrońcą okazał się Nikodem mówiąc: " Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada, co czyni?"
Łączenie stanu duchowego człowieka, który zaczyna mieć problemy ze swoją wiarą z przyjmowaniem leków homeopatycznych nie powinno mieć miejsca bez bardzo dobrego poznania jego duszy. Nie powinno być też automatyczne. Nie można komuś powiedzieć: "Odszedłeś od wiary, bo brałeś leki homeopatyczne". Ileż jest osób odchodzących od wiary, popełniających najgorsze przestępstwa, ulegających podszeptom złych duchów, a nie leczonych homeopatycznie.
Są także przykłady osób świętych, których szatan gnębił z powodu ich zbliżenia się do Boga lub też przechodzących tzw. ciemne noce duszy, które Bóg dopuszcza dla ich większego uświęcenia.
Nie należy zapominać, że także sam Jezus który przeszedł przez ziemię " dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich" ( Dz 10,38 ) posądzany był o to, że czyni to mocą Belzebuba. Zawsze tam, gdzie dzieje się dobro istnieją opory i przeszkody w jego wprowadzaniu.
Wiara i rozwój duchowy człowieka nie zależy od rodzaju stosowanej metody leczniczej, ale od otwarcia się na Boga i wyrażenia zgody na przyjęcie Jego łask. Jeśli Bóg stanie się dla niego największą wartością  dla której żyje, wówczas sposób leczenia nie będzie miał  wpływu na jego duszę.
Doświadczyłam tego osobiście. Sama przyjmuję leki homeopatyczne od wielu lat.
Widząc korzyści  ich stosowania zalecam je również moim pacjentom.
Nie przeszkodziło mi to jednak w rozwoju duchowym. Moje powołanie do poświęcenia swojego życia Bogu przyjmuję jako wielką i niezasłużoną niczym łaskę. Rozpoczął się dla mnie najpiękniejszy, choć czasami trudny okres mojego życia.
Od chwili konsekracji  nie jestem już sama, także w pracy. Znacznie łatwiej przychodzi mi nawiązanie rozmowy z pacjentami, również na tematy bardzo osobiste, czasem nawet duchowe. Leczyć można nie tylko lekami, ale także dobrym słowem, przynoszącym cierpiącemu pacjentowi ulgę i pociechę.
Staram się być jednocześnie Marią, klęczącą u stóp mego Pana, słuchającą tego co ma mi do powiedzenia oraz  Martą troszczącą się o tych, którzy zwracają się do mnie o pomoc.
Chorych, którzy pojawiają się w moim gabinecie polecam Bogu.
W trudnych sprawach proszę zaprzyjaźnione siostry zakonne o modlitwę za nich.
Od kilku lat raz w miesiącu zamawiam Mszę św. w  intencji osób leczonych przeze mnie  . Jest to czas i miejsce, kiedy można wyprosić dla nich wiele łask.
Zdarzało się czasem, że również pacjenci w nich uczestniczyli.

Prośmy zatem Boga byśmy, tak jak Weronika ocierająca krwawiące rany twarzy idącego na Golgotę Jezusa, mogli przynosić ulgę naszym cierpiącym pacjentom. Nagrodą dla nas niech będzie radość z przywróconego zdrowia lub podziękowanie za towarzyszenie im w cierpieniach.

Wystąpienie to zostało napisane 11.02.2007, w niedzielę, na którą przypadało wspomnienie Najświętszej Marii Panny z Lourdes, będącą równocześnie Światowym Dniem Chorego ustanowionym 15 lat temu przez Jana Pawła II. Można by zatem tekst ten potraktować jako poszerzony komentarz do listu dotyczącego stosowania leków homeopatycznych, a pisanego na prośbę Ojca św. przez sekretarza stanu ks. Pawła Ptasznika.
Jan Paweł II 13.03.2007 symbolicznie złożył swój podpis pod tekstem powyższego wystąpienia.
W ten właśnie dzień została mi wskazana jego homilia wygłoszona podczas liturgii słowa do chorych w Gdańsku 12.06.1987.
Zacytuję jej najważniejsze fragmenty:

Oto Chrystus wezwany do łoża chorego. "Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi". "Przyjdę i uzdrowię go" (Mt 8,6.7).
Kiedy więc ktokolwiek z was, drodzy bracia i siostry, gdziekolwiek na tej polskiej ziemi, jest wezwany ludzkim cierpieniem, niech mu stanie przed oczyma to wydarzenie z Ewangelii...
Nieraz onieśmiela nas to, że nie możemy "uzdrowić", że nie możemy nic pomóc... Ważne jest żeby przyjść. Żeby być przy człowieku cierpiącym. Może nawet bardziej jeszcze niż uzdrowienia, potrzebuje on człowieka, ludzkiego serca, ludzkiej solidarności...
Wydarzenie ewangeliczne w sposób szczególny odnosi się do was wszystkich, którzy swój zawód, swe powołanie życiowe, związaliście z ludzkim cierpieniem...
Wy, przede wszystkim, drodzy bracia i siostry, winniście mieć przed oczyma Chrystusa wezwanego do sparaliżowanego sługi setnika – Chrystusa, który mówi: "Przyjdę". To również i wasza odpowiedź: "Przyjdę...uczynię, co będę mógł, dla twojego zdrowia..."
"Uczynię wszystko" – czyli będę miał wolę, gotowość, a także radość z niesienia pomocy cierpiącemu... z owej wrażliwości, wzruszenia i przejęcia się cudzym cierpieniem...
Stan zdrowotny społeczeństwa polskiego budzi uzasadnione obawy. Nadal wzrastają w tym społeczeństwie choroby układu krążenia i nowotwory, nadal wiele osób, w tym młodzież, przejawia uzależnienie od alkoholu, narkotyków i nikotyny. Niezadowalający jest również stan zdrowotny dzieci. Jest to wielkie pole do działalności profilaktycznej i leczniczej służby zdrowia...
Trzeba podtrzymywać za wszelką cenę piękną polską tradycję: działalność lekarza czy pielęgniarki traktowana nie tylko jako zawód, ale także – a  może przede wszystkim – jako powołanie...
Wczuwając się w ten niełatwy dzień powszedni pracowników służby zdrowia, myślę o wszystkich ludziach, którzy swą wiedzą i umiejętnością oddają wielorakie przysługi cierpiącym bliźnim – i pragnę w imieniu Kościoła, złożyć pod ich adresem wyrazy głębokiego uznania i wdzięczności...
Pamiętajcie, że Chrystus "do końca nas umiłował" (J 13,1) przez Krzyż...
I wy, drodzy bracia i siostry, lekarze, pielęgniarki, członkowie służby zdrowia – wy także jesteście wezwani, aby miłować "do końca".
Rozważcie, co to znaczy! Co to znaczy?

Słowa "Uczynię wszystko", które usłyszeliśmy w homilii Jana Pawła II wypowiedzieliśmy w składanej przez nas przysiędze Hipokratesa.
"Według najlepszej wiedzy będę dopomagał cierpiącym, zwracającym się do mnie o pomoc, mając na celu wyłącznie ich dobro..."
Wiedzą taką jest także homeopatia. Stwarza ona szansę nie tylko na wyleczenie lub poprawienie stanu zdrowia chorego, ale również, co ma ogromne znaczenie i o czym wspominał Jan Paweł II, pozwala zapobiegać wielu chorobom  przewlekłym.
13.03.2007 czyli w dzień wskazania mi powyższej homilii Jana Pawła II, w czasie liturgii Mszy św., była czytana Ewangelia według św. Mateusza (18,21-35). Jezus odpowiadając na pytanie Piotra: "Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie?" przytacza przypowieść o  słudze, któremu król darował dług, ale on sam nie potrafił tego zrobić w stosunku do swojego współsługi.
Ewangelia kończy się słowami: " Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: Sługo niegodziwy, darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż wiec i ty nie powinieneś był ulitować się nad swym współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?
I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu".

Odnosząc się do tych słów, w kontekście obecnej sytuacji, w jakiej znalazła się homeopatia oraz osoby z nią związane, zasadnym będzie ponownie zacytować słowa kończące homilię Jana Pawła II w Gdańsku:
"Rozważcie, co to znaczy! Co to znaczy?"