19.9.10

Powołanie lekarza katolika, zwłaszcza stosującego metodę homeopatii, do służby Bogu i choremu.

    Wobec pojawiających się w ciągu ostatnich kilku lat zastrzeżeń co do stosowania metody homeopatii przez osoby wyznające wiarę katolicką, w wystąpieniu zostanie pokrótce przedstawiona historia związków homeopatii z Watykanem.
Udostępniona zostanie także treść listu podpisanego przez ks. Pawła Ptasznika z Sekcji Polskiej Sekretariatu Stanu, który na prośbę Jana Pawła II i w Jego imieniu 22.06.2004 odpowiedział naszemu koledze, homeopacie, na pytanie o zgodność stosowania tej metody leczenia z wiarą katolicką.
W dalszej części poruszony zostanie temat powołania lekarza katolika, szczególnie stosującego w swojej praktyce leki homeopatyczne, do służby Bogu i choremu.
Na koniec podzielę się osobistym doświadczeniem lekarza pediatry homeopaty,   równocześnie osoby konsekrowanej, a więc związanej z Kościołem katolickim.
Podjęcie decyzji wyrażającej zgodę na moje obecne wystąpienie nie było dla mnie łatwe. Temat leczenia homeopatycznego w ostatnim czasie wzbudza wiele kontrowersji zarówno w kręgach medycznych jak i kościelnych. Na temat różnych opinii co do sposobu i efektów działania tych leków nie będę się teraz wypowiadać, gdyż nie jest to celem tego wystąpienia.
Poruszę natomiast problem stosowania tego typu leków przez lekarza i pacjenta związanych z Kościołem katolickim.
Niektórzy z kapłanów potępiają tę metodę. Lękają się jej niewiadomego działania, zupełnie innego niż leki allopatyczne. Uważają, że leki homeopatyczne mogą  być powiązane z  siłami dążącymi do oderwania człowieka od Boga, a tym samym stać się zagrożeniem dla jego życia duchowego.
Jednakże opierają się oni tylko na rozważaniach filozoficzno-teologicznych, nie mając żadnego doświadczenia praktycznego w ich stosowaniu.
Informacje wyrażające obawy związane z ich stosowaniem powielane są w różnych czasopismach związanych z Kościołem.
Pacjenci wierzący czytając je zaczynają mieć wątpliwości co do tego, czy nie postępują przeciw Bogu i wierze. Czasem mimo dobrych  efektów działania leków homeopatycznych, pod wpływem  przeczytanych tekstów, rezygnują z  tej metody leczenia.
Małopolskie Stowarzyszenie Lekarzy Homeopatów posiada tekst artykułu zatytułowanego:
Krótka historia rozwoju homeopatii we Włoszech i jej związków z Watykanem
Autorem jest  dr Fernando Piterà  lekarz chirurg z  Genui, zastępca przewodniczącego Międzynarodowego Stowarzyszenia Naukowego na Rzecz Badań, Uczenia i Rozwoju Medycyn Antropologicznych
Przedstawię teraz  jego najważniejsze fragmenty:

Homeopatia została wprowadzona do Rzymu w 1827 roku przez austriackiego lekarza, doktora Kinzela.

Największym jej obrońcą okazał się papież Grzegorz XVI (1831-1846).
W czasie jego pontyfikatu znanym stał się Wahle, homeopata pochodzący z Lipska.
Jednakże zwolennikom allopatii udało się przekonać papieża, by zakazał mu stosowania leków homeopatycznych.
W 1841 roku papież zażądał, by Wahle zdał mu sprawę z tego, w jaki sposób przygotowuje się tego typu leki. Po otrzymaniu wyjaśnień dał Wahle’owi pozwolenie na stosowanie homeopatii w obrębie Państwa Kościelnego, czyli między innymi właśnie w Rzymie. Zakon jezuitów uczynił go nawet lekarzem instytutu.
Ostatecznie w 1842 roku Grzegorz XVI  cofnął zakaz rozdawania chorym leków homeopatycznych.

W 1852 roku bulla Piusa IX (1846-1878) przyznała duchownym prawo rozdawania leków homeopatycznych w nagłych wypadkach w razie nieobecności lekarzy.
Odkąd pierwszy raz homeopatia pojawiła się we Włoszech, spotykała się z przychylnością ruchów katolickich i Watykanu.
Stanowisko Watykanu wobec homeopatii było dobrze znane także we Francji. W roczniku homeopatycznym z 1875 roku, wydawanym w Nîmes, ukazał się artykuł braci Peladan,
Oto jego fragmenty:
"Kościół Rzymski pozostawia nauce pełną swobodę, o ile pozostaje ona w obrębie właściwej sobie dziedziny. Papieże nigdy nie przejawiali owej nienawistnej nietolerancji, jaką zademonstrowało środowisko wykształconych medyków, uporczywie trzymających się rutynowego leczenia wobec rewolucyjnych metod, reform farmaceutycznych i nowych odkryć. Podczas gdy wiele uniwersytetów i rządów, będących pod wpływem przedstawicieli oficjalnej nauki, odrzuciło homeopatię nie zastanowiwszy się nawet nad jej znaczeniem i zakazało następcom Hahnemanna bezpośredniego i nieograniczonego rozprowadzania leków, postępowanie dworu papieskiego wobec nowej metody leczenia dowodzi otwartości spojrzenia. Wszyscy, którzy uznają homeopatię za prawdziwą część medycyny, powinni okazać Piusowi IX ogromną wdzięczność, jaką winna mu jest nasza szkoła za wyjątkowe przywileje, które nam przyznał".
Papież Pius IX  przyznał w 1848 roku profesorowi Ettore Mengozzi, lekarzowi homeopacie, katedrę filozofii przyrody uniwersytetu w Rzymie.
Również Leon XIII (1878-1903), następca Piusa IX, był zdecydowanym zwolennikiem homeopatii.
Poddał się on leczeniu przez doktora Francesco Talianiniego, praktykującego w Ascoli.
Czasopismo Rivista Omiopatica (rocznik 38, 1892, nr 3, s. 99) donosiło:
"Jego Świątobliwość papież Leon XIII został dotknięty poważnie zagrażającą jego życiu, postępującą chorobą tchawicy, gdy właśnie przygotowywał się w Akademii Duchownej w Rzymie do czekających go w przyszłości ważkich zadań. Jego zdrowie zostało wówczas w niewiarygodny sposób uratowane i wzmocnione. Niewątpliwie jest to zasługą homeopatii i doktora Talianiniego, jeśli papież cieszy się dziś przez wszystkich pożądaną i błogosławioną długowiecznością".
Doktor Talianini dzięki oddanym przysługom, a także dzięki najwyższemu profesjonalizmowi, jakim się wykazał, otrzymał złoty medal w darze od Watykanu i w późniejszym czasie był tam regularnie wzywany na konsultacje.

W 1947 roku pierwszym lekarzem papieża Piusa XII (1939-1958) był doktor Galeazzi-Lisi, homeopata. Należy przypomnieć, że ten godny szacunku specjalista stał się właściwie nadwornym lekarzem papieskim i z powodzeniem stosował homeopatię w leczeniu tego papieża.
  Napisany Mon 13 Aug 2007 przez Homeopata (2410 odsłon)
Małopolskie Stowarzyszenie Lekarzy Homeopatów dysponuje również listem będącym odpowiedzią Jana Pawła II na pytanie skierowane przez jednego z kolegów, u którego pojawiły się wątpliwości co do stosowania homeopatii przez lekarza katolika.

Oto jego treść:

Watykan 22 czerwca 2004 r.
Sekretariat Stanu

Szanowny Panie,

W ostatnich dniach Jego Świątobliwość Jan Paweł II przekazał mi kilka listów, które od dawna spoczywały na Jego biurku. Wśród nich był także list od Pana z marca br. Prosił mnie, aby odpowiedzieć w Jego  imieniu. Chętnie to czynię.

Odpowiadając na Pana pytanie należy stwierdzić, że – o ile mi wiadomo – nie istnieje jakiś dokument Magisterium Kościoła, który podejmowałby wyłącznie temat homeopatii. Niedawno ukazał się dokument Papieskiej Rady ds. Kultury i Papieskiej Rady ds. Dialogu z Religiami pt. „ Jesus Christ the bearer of the water of Life, A Christian reflection on the "New Age”, w którym porusza się temat leczenia naturalnego z homeopatią włącznie. Jest to jednak ujęcie w perspektywie ideologii New Age i dlatego wydaje się mieć wydźwięk negatywny.
Generalnie rzecz biorąc Kościół nie zabrania stosowania homeopatii w leczeniu, o ile nie wiąże się to z magią, bądź akceptacją idei religii wschodnich, szczególnie buddyzmu. Kościół ostrzega jednak przed takim stosowaniem naturalnych metod leczenia, które odrzucałoby metody naukowe, sprawiając, że pacjent ufając np. energoterapeutom, rezygnowałby z leczenia szpitalnego, które na pewnym etapie rozwoju choroby jawiłoby się jako niezbędne. Istnieje też bogata tradycja stosowania leków naturalnych, przechowywana zwłaszcza w monasterach zakonnych i w młodszych zgromadzeniach, które parają się pomocą ludziom chorym jak np. bonifratrzy. Wydaje się zatem, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby były stosowane leki homeopatyczne, zawsze jednak z tym zastrzeżeniem, że najważniejsze jest zdrowie pacjenta, a lekarz nie może mu szkodzić nawet przez zaniedbanie tego, co rozwój nauki medycznej daje jako skuteczne narzędzie do przychodzenia z pomocą.
Ojciec Święty wdzięczny jest Panu za życzenia. Odwzajemnia je, polecając Pana i Pańskich pacjentów dobroci Boga. Wyprasza wszelki potrzebne łaski i błogosławieństwo.

Z wyrazami szacunku
Ks. Paweł Ptasznik, Sekcja Polska Sekretariatu Stanu
Z listu wynika jasno, że wiara katolicka nie zabrania stosowania leków homeopatycznych, ani nie widzi niebezpieczeństwa dla życia duchowego osób leczących się nimi.
Tak jak już wcześniej zaznaczyłam podjęcie decyzji wypowiedzenia się na forum lekarzy homeopatów stosujących od wielu lat tę metodę było dla mnie trudne.
Ostatecznie przekonała mnie data naszego spotkania. Dziś, 24 marca przypada wspomnienie błogosławionej Matki Marii Karłowskiej, żyjącej na przełomie XIX i XX wieku, założycielki zgromadzenia zakonnego Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej. Informacja ta wydawać by się mogła bez związku z tematem dzisiejszego wystąpienia. A jednak.
Zakonnica ta była beatyfikowana 6.06.1997 r przez Jana Pawła II w Zakopanem pod Krokwią, u stóp krzyża na Giewoncie.
Wówczas Jan Paweł II powiedział do zgromadzonych wiernych: "Umiłowani bracia i siostry, nie wstydźcie się krzyża. Starajcie się na co dzień podejmować krzyż i odpowiadać na miłość Chrystusa".
Czyż zdanie to nie jest pięknym testamentem naszego Ojca św. dla wszystkich lekarzy pomagających cierpiącym pacjentom?
Krzyż niesie przede wszystkim chory człowiek, ale jak wszyscy dobrze wiemy, nie brakuje go także w życiu każdego lekarza.
"Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich"  (J15,13).
Oddać życie za przyjaciół swoich nie musi oznaczać śmierci męczeńskiej, gdyż jest ona przeznaczona przez Boga dla wybranych.
Czymże jednak jest poświęcenie lekarza dobrze wypełniającego swoje powołanie, jak nie oddawaniem swojego życia dla chorego?
Każdy z nas wie jak wiele czasu i sił poświęcił na studiowanie i doskonalenie  zawodowe, jak wyczerpujące są wielogodzinne dyżury szpitalne czy na pogotowiu ratunkowym, w jak trudnych warunkach przychodzi czasem pracować, zwłaszcza w terenie czy na sali operacyjnej. Ileż razy wychodząc z gabinetu, w którym przez kilka godzin przyjmujemy pacjentów czujemy wielkie zmęczenie, a czasem nawet wyczerpanie. Jeśli wkładamy w swoją pracę serce wówczas oddajemy cząstkę swojego życia choremu.
Można być dobrym lekarzem i człowiekiem niezależnie od tego czy jest się katolikiem czy też wyznającym inną wiarę, czy w swojej pracy stosuje się medycynę akademicką czy metodę homeopatyczną. Decydującym jest  tu postępowanie według własnego sumienia i spełnianie swojej misji jako lekarza w pełni uczciwości względem siebie i pacjenta.
Niezmiernie ważnym jest wyciszenie duchowe osoby prowadzącej leczenie.
Nieuporządkowanie własnej duszy ma niekorzystny wpływ na stosunek i nawiązanie kontaktu z pacjentem. Tylko lekarz, w którego duszy panuje pokój jest w stanie pozytywnie wpływać na chorego, wzbudzać w nim zaufanie, a to z kolei jest warunkiem dobrej współpracy między nimi.
Wzorem dla nas powinna stać się św. Joanna Beretta Molla. Była ona lekarzem pediatrą. Oddała życie dla ratowania swojego  poczętego dziecka.

Sformułowała cztery zasady, jakimi powinni kierować się lekarze.
Po pierwsze: muszą dobrze wykonywać obowiązki i pogłębiać swoją wiedzę, nie traktując pracy przede wszystkim jako źródła zysków materialnych
Po drugie: powinni być uczciwi, aby pacjenci mogli im ufać
Po trzecie: mają otaczać chorego serdeczną troską, widząc w każdym swego brata
Po czwarte: lecząc ciała powinni pamiętać też o duszach swoich podopiecznych.
Joanna podkreślała, że człowiek cierpiący nieraz powierza swe sekrety lekarzowi niczym spowiednikowi. Zwracała uwagę, że trzeba szczególnie uważać, by niewłaściwym słowem nie zranić uczuć pacjenta.

Dla każdego człowieka wyznającego wiarę katolicką największym przykazaniem jest przykazanie miłości Boga i bliźniego Sam Jezus powiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego" (Mt 22,37-39).
Praca lekarza również powinna opierać się na tych dwóch przykazaniach.
Przykazanie to łączy miłość do Boga i do bliźniego, którym jest także nasz pacjent.
W  pracy lekarza katolika  nie powinno oddzielać się swojej wiary od leczenia pacjenta.
I tu z pomocą przychodzi po raz kolejny Jan Paweł  II.
W przemówieniu wygłoszonym do zakonnic zebranych w kościele Mariackim w Krakowie
9 VI 1979 podkreślił, że każda z nich, obojętnie czy zamknięta w klasztorze klauzurowym czy też przebywająca w zgromadzeniu czynnym, powinna być po części ewangeliczną Marią, ale także Martą.
Myślę, że podobnie można powiedzieć o lekarzu katoliku.
Powinien on czerpać swoje siły od Chrystusa, najlepszego Lekarza ciał i dusz, a równocześnie korzystać ze zdobyczy nauki, aby jak najlepiej pomóc cierpiącemu człowiekowi, w którym ukryty jest sam Jezus.
Mówił o tym Jan Paweł II 9.06.1997 w Krakowie w przemówieniu wygłoszonym w Klinice Kardiochirurgii:
"Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt25,40). Tymi słowami Chrystusa zwracam się do was, pracujących w tym szpitalu i poprzez was do wszystkich pracowników służby zdrowia w Polsce.
W perspektywie wiary  wasza posługa jawi się jako służba samemu Chrystusowi, tajemniczo obecnemu w doświadczonym cierpieniem człowieku."

Życie każdego człowieka potrzebuje wejścia na górę czyli modlitwy jak i zejścia na dół czyli czynu, świadectwa, akcji. Na górze omawiamy z Bogiem swoje zadania, problemy, postanowienia. Na dole zaś staramy się je wypełniać, realizować. Myśl tę można również odnieść do pracy lekarza katolika.

Obecnie możemy się spotkać z dwoma skrajnymi zdaniami. Jedno z nich mówi: "Leczy tylko Bóg, a wszystkie sposoby leczenia są nieważne". I drugi pogląd: "Trzeba opierać się tylko na wiedzy dotyczącej organizmu i na wszelkich dostępnych metodach leczenia."
Jednak ani jeden ani drugi nie jest słusznym.
Oparcie tylko w nauce pozbawia lekarza źródła, od którego pochodzi wyleczenie pacjenta. Bóg chce współpracować z lekarzem dysponującym pewną wiedzą na temat choroby i stosowania metod i leków mogących w danym momencie być skutecznymi. Następuje wspaniałe uzupełnianie się między Bogiem a lekarzem. Bóg leczy duszę naszego pacjenta, a my pomagamy mu zwalczyć dolegliwości jego ciała. Ale ostateczny wynik leczenia nie jest zależny od lekarza. To Bóg decyduje o tym czy i w jakim stopniu pacjent odzyska zdrowie lub zostanie odwołany z tego świata do swojego Stwórcy. I o tym powinniśmy pamiętać i z pokorą zaakceptować wolę Boga.
Miedzy Bogiem oraz  lekarzem otwartym na Jego działanie i chorym istnieją wzajemne relacje i wymiana miłości.
Odnosi się to także do leczenia metodą homeopatyczną.
W wywiadzie homeopatycznym nie zawężamy się do zbierania informacji na temat dolegliwości fizycznych. Interesuje nas cały pacjent, także jego emocje, psychika, środowisko, w którym żyje, jego problemy, lęki itp. Duża część chorób ma swe źródło w traumatycznych przeżyciach pacjenta. Jeśli nie dotrzemy do ich źródła cały proces leczenia może przybrać niekorzystny kierunek. Ogromnie ważna jest rozmowa z pacjentem i poruszenie tych wszystkich tematów, na co na ogół brakuje czasu w przypadku leczenia allopatycznego. Jeśli lekarz homeopata jest zarazem katolikiem znajdującym oparcie w Bogu tym łatwiej jest mu poruszać te tematy. Czasem w przypadku, kiedy i pacjent jest osobą wierzącą można podsunąć mu pewne rady  także w problemach duchowych, skierować do odpowiednich poradni również związanych z Kościołem.
Powinniśmy jednak  pamiętać, że lek jest jedynie środkiem, którym poprzez lekarza posługuje się Bóg.
W Piśmie św. w Mądrości Syracha (38,1-15 ) istnieje tekst pięknie mówiący o lekarzu i lekach. Zacytuję tu tylko jego fragment:
"Oddaj lekarzowi cześć należną jego posłudze, albowiem i jego stworzył Pan.
Od Najwyższego pochodzi uzdrowienie, i od Króla dar się otrzymuje...
Pan stworzył leki pochodzące z ziemi, a człowiek mądry nie będzie nimi gardził...
Z nich aptekarz sporządza leki, aby nie było końca Jego dziełom i pokój od Niego trwa na całej ziemi.
Synu, w chorobie nie odwracaj się od Pana, ale módl się do Niego, a On cię uleczy.
Odrzuć przewrotność – wyprostuj ręce i oczyść serce z wszelkiego grzechu!...
Potem daj miejsce lekarzowi, bo jego też stworzył Pan, nie odsuwaj się od niego, albowiem jest ci on potrzebny."

Jak dobrze wiemy surowcem do produkcji leków homeopatycznych są rośliny, minerały, tkanki zwierząt, a więc  substancje pochodzące z ziemi.
Sposób wytwarzania leku to rozcieńczanie połączone ze wstrząsaniem. I ten sposób wzbudza wiele kontrowersji. Dla niektórych  przeciwników homeopatii z kręgów kościelnych wstrząsanie jest czymś tajemniczym, powiązanym z siłami niewiadomego pochodzenia, a więc podejrzanymi o pochodzenie od złych sił
Człowiek nie może wszystkiego wiedzieć, nie musi znać wszystkich tajemnic życia. Wystarczy, że widzi pozytywne skutki działania leków i nie odrzuca ich w przypadku, gdy jeszcze nie jest w stanie odkryć dostępnymi metodami badawczymi mechanizmu ich działania.. Chcąc wszystko udowodnić może popaść w grzech, który popełnili nasi pierwsi rodzice: Adam i Ewa, którzy ulegli pokusie zerwania owocu z drzewa poznania dobra i zła.
A właśnie po owocach można poznać czy dana sprawa jest dobra czy zła.
Z własnej praktyki wiemy dobrze jak wiele pozytywnych skutków przynosi stosowanie leków homeopatycznych. Najważniejszym z nich jest fakt, że lecząc tą metodą traktujemy człowieka całościowo lecząc nie tyko jego poszczególne narządy, ale także sferę emocjonalną.
Leki te nie powodują wygaszania objawów, przez które organizm daje sygnał o swojej chorobie, lecz próbują likwidować ich przyczynę. W niektórych przypadkach możliwym jest uzyskanie znacznej poprawy, a czasem nawet wyleczenia chorób, w których medycyna akademicka nie potrafi już pomóc choremu. Inną korzyścią z ich stosowania jest znaczne ograniczenie stosowania leków chemicznych, które jakże często dają wiele powikłań u leczonego nimi pacjenta. Pierwsza pomoc w nagłych zachorowaniach i urazach, łagodzenie cierpień w chorobach przewlekłych i terminalnych to kolejne przykłady dobrych efektów działania tych leków.
Czyż wszystkie te pozytywne strony leków mogą mieć swoje źródło w złych siłach?
Wszyscy widzimy, co obecnie dzieje się w społeczeństwach. Narastający lawinowo rozpad rodzin, maltretowanie dzieci, samobójstwa w coraz młodszym wieku, zwiększająca się liczba osób z depresjami itp. Czyżby oni wszyscy też byli leczeni homeopatycznie? Czy też może szatan próbuje poprzez podsuwanie ludziom fałszywych bożków jak władza, pieniądze, kult ciała, oddalić ich od prawdziwego i jedynego Boga?
Proces leczenia pacjenta zależy także od niego samego. Jeśli odczuwa on chęć życia, czuje wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół wówczas jego walka z chorobą może przybrać korzystniejszy przebieg.  A jeśli jest on osobą wierzącą pomocą w jego chorobie będzie wiara. Mamy przykłady takiej postawy już w Ewangeliach.
"A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele wycierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Posłyszała o Jezusie, więc weszła z tyłu między tłum i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: Żebym choć dotknęła się Jego płaszcza, a będę zdrowa. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w swym ciele, że jest uleczona z dolegliwości." (Mk 5,25-29 ).
Podobnie mogą powiedzieć setki cudownie uzdrowionych chorych, którzy wyprosili tę łaskę za wstawiennictwem Maryi oraz wielu świętych i błogosławionych.
Mówi się, że wiara czyni cuda. I jest to prawdą.

Zdrowie i choroba nie zależy od człowieka, ale od woli i planów Boga nie zawsze jasnych dla chorego. Niestety w obecnych czasach coraz częściej zapominamy o tej prawdzie szukając szczęścia w bezkrytycznym stosowaniu cudownych metod przedłużających życie, a często sprzecznych z prawami natury.

Na zakończenie przedstawię doświadczenia osobiste związane z pracą tą metodą.

Tak się zdarzyło, że będąc od kilkunastu lat homeopatą otrzymałam zupełnie dla mnie nieoczekiwany i wielki dar od Boga. Było nim powołanie do stanu życia konsekrowanego. Jednak nie w zakonie, a w świecie. Moje życie w sensie zawodowym pozostało takie jak poprzednio, choć od chwili mojej konsekracji 8 XII 2005 roku praca nabrała także innych wymiarów.
Wiem, że nie jestem w niej sama, nie muszę liczyć tylko na moje siły i wiedzę. Wiem, że jest przy mnie Jezus, najlepszy Lekarz, który zna mojego pacjenta tak jak on siebie nie zna.
Jak napisał o Jezusie w liście do Hebrajczyków św. Paweł: „Przez to bowiem, co sam wycierpiał poddany próbie, może przyjść z pomocą tym, którzy jej podlegają.". (Hebr 2,14-18).
Ja ze swej strony staram się pomóc pacjentowi tak, jak podpowiada mi moja wiedza i doświadczenie.
Ale proszę także o pomoc Jezusa, bym mogła, jeśli jest taka wola Boga, przywrócić choremu zdrowie lub zmniejszyć jego cierpienia.
Jako pediatra homeopata mogę leczyć całą rodzinę chorego dziecka. Jakże często jego choroby biorą początek w patologii rodziny. Dobrze wiemy jak na psychikę, nawet dopiero co poczętego człowieka, wpływają wszelkie przeżycia matki, nawet  z jej własnego dzieciństwa.
Po narodzeniu dziecko narażone jest obecnie na coraz częstsze problemy małżeńskie swoich rodziców. Kłótnie, zdrady, rozwody nie są już rzadkością. A dziecko odpowiada na nie różnorodnymi chorobami.  I tu z pomocą przychodzi homeopatia próbując odkryć źródło problemów  i zmniejszyć je, a czasem całkowicie zlikwidować, czego niestety podanie antybiotyku czy innych leków allopatycznych nie uczyni.
Stosując leki homeopatyczne nigdy nie zauważyłam, by ktoś z ich powodu odszedł od wiary.
Osoby, które były wierzące tylko z nazwy często pozostawały takimi także podczas całego okresu leczenia.
Ale jest też pewna grupa pacjentów, którzy biorąc te leki zbliżyli się do Boga i wiary katolickiej.
Teraz przedstawię dwa świadectwa napisane przez matki dzieci, które leczę od wielu lat.

Pierwsze z nich dotyczy całej rodziny leczonej homeopatycznie od 6 lat. Jest to rodzina pełna, posiadająca dwóch chłopców w wieku 6 i 7 lat.
Już po kilku wizytach na początku leczenia widać było, że problemy zdrowotne dzieci mają swoje podłoże w złych relacjach między rodzicami.
Ojciec bardzo zamknięty w sobie, nie potrafiący okazać swoich uczuć ani w stosunku do żony ani do dzieci. Matka pełna życia, otwarta, czuła.
Cierpiała cała rodzina. Jednak w ciągu następnych lat ich leczenia nie tylko lekami homeopatycznymi ale także poprzez rozmowę, w rodzinie tej powoli, ale stale poprawiają się  wzajemne relacje. Udało się jej wyjść z poważnego zagrożenia rozpadu małżeństwa.
Dużą pomocą w tym wychodzeniu z kryzysu okazał się kapłan z ich parafii, który do chwili obecnej służy im pomocą
Oto co pisze matka:

"Łączenie elementów psychicznych i fizycznych w leczeniu homeopatycznym, oraz znajomość własnego ciała i jego sygnałów sprawiła, że żyjemy  w zgodzie ze sobą , swoim sumieniem i prawdą o sobie samym. Nie da się bowiem oszukać ciała gdy „sumienie zjada" od środka. Przykładem bolesnym i koronnym, uczącym i wymagającym naszej pracy, jest kryzys małżeński z jakim borykamy się od wielu lat.
W swej szczytowej fazie wpływał on niekorzystnie na nasze zdrowie, wcześniej rujnując nasze relacje, a wiec psychikę i kręgosłup moralny. Szkody jakie sami sobie wzajemnie czyniliśmy bezpośrednio przekładały się na zdrowie fizyczne.
Owszem, można było podjąć decyzję o leczeniu lekami psychotropowymi, o szybszym zakończeniu wspólnego życia. Jednak  zgoda z własnym ja i sumieniem, nie pozwalała na łatwe środki i szybkie rozwiązania. Każda wizyta i rozmowa z homeopatą pokazywała, że  im więcej nadziei i pracy włożymy w małe naprawcze kroczki, tym więcej trwalszych korzyści mieć będziemy.
Do zranionych serc docierały również głosy tych, którzy chcieli dla nas dobrze. Byli wśród nich przyjaciele, ksiądz i część rodziny.
Obecnie nasze życie rodzinne powoli nabiera optymistyczniejszych barw."
Kolejne świadectwo dotyczy rodziny żyjącej w związku nie sakramentalnym z powodu męża, uważającego się za ateistę.

"Nasza rodzina leczona jest homeopatycznie od 2002 roku. Od pierwszej wizyty  nikt z nas do dziś nie zażywa żadnych leków alopatycznych. Homeopatia odnosi skutki nie tylko w dochodzeniu do zdrowia, ale także wpływa na zachowanie i psychikę każdego z nas. Sześcioletnia córeczka stała się dzieckiem nie tylko zdrowszym i silniejszym, ale i spokojniejszym, bardziej otwartym. Pod wpływem leczenia znikła zazdrość i agresja, jaką przejawiała po urodzeniu się brata, nawet stała się bardziej opiekuńcza względem niego Czteroletni synek z zaburzeniami w rozwoju ruchowym, wspomagany lekami homeopatycznymi, szybko "nadrobił" zaległości  neurologiczne
Mąż dzięki lekom z człowieka zamkniętego w sobie i wybuchowego stał się  znacznie  spokojniejszym, bardziej wyciszonym. Udało mu się zwalczyć nałóg  palenia papierosów. Łatwiej do niego dotrzeć rozmową, choć przyznam, że jego rzadkie wizyty u lekarza i  wobec tego  długie przerwy w zażywaniu leków  powodują  "powroty" niepokoju wewnętrznego, wybuchów i zamykania się w sobie.
Najłatwiej działanie leków homeopatycznych mogę opisać na sobie . Będąc drugi raz w ciąży  byłam już od jakiegoś czasu leczona homeopatycznie i mogę stwierdzić, ze dużo łagodniej przeszłam czas oczekiwania na dziecko. Nie tylko chodzi o dolegliwości, ale i nastrój. Szybciej doszłam także do zdrowia po drugim cesarskim cięciu. Poza tym z osoby łatwo tracącej cierpliwość, apodyktycznej, zazdrosnej , głęboko przeżywającej wyrządzone krzywdy, z ogromną trudnością przyznającej się do błędu, szybko wpadającej w złość – stałam się kobietą mającą wiele cierpliwości, wyrozumiałości, pokory, opanowania i zyskałam wyciszenie wewnętrzne.  Czuję, ze jestem bardziej otwarta na drugiego człowieka, wrażliwsza – łatwiej zauważam i odczuwam , gdy ktoś ma jakieś kłopoty. Udaje mi się często  w pracy (jestem nauczycielką)  łagodzić konflikty i pomagać uczniom.
Nasza rodzina dzięki leczeniu homeopatycznemu uzyskała przede wszystkim : spokój wewnętrzny, wzajemną akceptację  i wrażliwość na drugiego człowieka.

Jest jednak jeszcze jedna ważna rzecz związana z tym leczeniem w moim przypadku :
-  chodzi o rozwój duchowy.  Większa refleksyjność spowodowała kilkanaście miesięcy temu, że odczułam wyraźnie pustkę, jaką mam w sercu.  Przełomowym momentem było, gdy pewnego poranka, jadąc autobusem do pracy, koleżanka zapytała mnie, czy widziałam tę piękną podwójną tęczę nad Krakowem, kończącą się koło naszego kościoła na górce. Mówiąc, że nie widziałam, poczułam, że coś jest nie tak w moim życiu, coś przecieka mi przez palce, umyka, w pośpiechu gubię coś bezpowrotnie. Wysiadłszy z autobusu rozejrzałam się ciekawie, ale niebo już było zachmurzone i tęcza znikła. I poczułam, że muszę się zatrzymać, zmienić moje życie. Zaczęłam więc "zatrzymywać się" w różnych sytuacjach każdego dnia i zastanawiać nad nimi. Do tego wkrótce doszła  tęsknota do Boga, o którym zapomniałam, żyjąc przez kilkanaście lat dniem dzisiejszym.
Tak rozpoczęło się moje nawrócenie, miłość i dziękczynienie Bogu za to, co mam i co daje mi każdego dnia, modlitwa,  miłość do drugiego człowieka, do siebie, a także droga, którą staram się, pomimo upadków, kroczyć do dziś, zgodnie z Jego wolą …"
Widać zatem, że pozostanie w łączności z Kościołem  lub odejście od wiary nie jest zależne od rodzaju stosowanej metody leczniczej.
Dziś, podczas Mszy św., czytana jest Ewangelia św. Jana (7,40-53). Z ust kapłanów i faryzeuszy padają słowa odnoszące się do Jezusa: "Żaden prorok nie powstaje z Galilei".
Obrońcą okazał się Nikodem mówiąc: " Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada, co czyni?"
Łączenie stanu duchowego człowieka, który zaczyna mieć problemy ze swoją wiarą z przyjmowaniem leków homeopatycznych nie powinno mieć miejsca bez bardzo dobrego poznania jego duszy. Nie powinno być też automatyczne. Nie można komuś powiedzieć: "Odszedłeś od wiary, bo brałeś leki homeopatyczne". Ileż jest osób odchodzących od wiary, popełniających najgorsze przestępstwa, ulegających podszeptom złych duchów, a nie leczonych homeopatycznie.
Są także przykłady osób świętych, których szatan gnębił z powodu ich zbliżenia się do Boga lub też przechodzących tzw. ciemne noce duszy, które Bóg dopuszcza dla ich większego uświęcenia.
Nie należy zapominać, że także sam Jezus który przeszedł przez ziemię " dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich" ( Dz 10,38 ) posądzany był o to, że czyni to mocą Belzebuba. Zawsze tam, gdzie dzieje się dobro istnieją opory i przeszkody w jego wprowadzaniu.
Wiara i rozwój duchowy człowieka nie zależy od rodzaju stosowanej metody leczniczej, ale od otwarcia się na Boga i wyrażenia zgody na przyjęcie Jego łask. Jeśli Bóg stanie się dla niego największą wartością  dla której żyje, wówczas sposób leczenia nie będzie miał  wpływu na jego duszę.
Doświadczyłam tego osobiście. Sama przyjmuję leki homeopatyczne od wielu lat.
Widząc korzyści  ich stosowania zalecam je również moim pacjentom.
Nie przeszkodziło mi to jednak w rozwoju duchowym. Moje powołanie do poświęcenia swojego życia Bogu przyjmuję jako wielką i niezasłużoną niczym łaskę. Rozpoczął się dla mnie najpiękniejszy, choć czasami trudny okres mojego życia.
Od chwili konsekracji  nie jestem już sama, także w pracy. Znacznie łatwiej przychodzi mi nawiązanie rozmowy z pacjentami, również na tematy bardzo osobiste, czasem nawet duchowe. Leczyć można nie tylko lekami, ale także dobrym słowem, przynoszącym cierpiącemu pacjentowi ulgę i pociechę.
Staram się być jednocześnie Marią, klęczącą u stóp mego Pana, słuchającą tego co ma mi do powiedzenia oraz  Martą troszczącą się o tych, którzy zwracają się do mnie o pomoc.
Chorych, którzy pojawiają się w moim gabinecie polecam Bogu.
W trudnych sprawach proszę zaprzyjaźnione siostry zakonne o modlitwę za nich.
Od kilku lat raz w miesiącu zamawiam Mszę św. w  intencji osób leczonych przeze mnie  . Jest to czas i miejsce, kiedy można wyprosić dla nich wiele łask.
Zdarzało się czasem, że również pacjenci w nich uczestniczyli.

Prośmy zatem Boga byśmy, tak jak Weronika ocierająca krwawiące rany twarzy idącego na Golgotę Jezusa, mogli przynosić ulgę naszym cierpiącym pacjentom. Nagrodą dla nas niech będzie radość z przywróconego zdrowia lub podziękowanie za towarzyszenie im w cierpieniach.

Wystąpienie to zostało napisane 11.02.2007, w niedzielę, na którą przypadało wspomnienie Najświętszej Marii Panny z Lourdes, będącą równocześnie Światowym Dniem Chorego ustanowionym 15 lat temu przez Jana Pawła II. Można by zatem tekst ten potraktować jako poszerzony komentarz do listu dotyczącego stosowania leków homeopatycznych, a pisanego na prośbę Ojca św. przez sekretarza stanu ks. Pawła Ptasznika.
Jan Paweł II 13.03.2007 symbolicznie złożył swój podpis pod tekstem powyższego wystąpienia.
W ten właśnie dzień została mi wskazana jego homilia wygłoszona podczas liturgii słowa do chorych w Gdańsku 12.06.1987.
Zacytuję jej najważniejsze fragmenty:

Oto Chrystus wezwany do łoża chorego. "Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi". "Przyjdę i uzdrowię go" (Mt 8,6.7).
Kiedy więc ktokolwiek z was, drodzy bracia i siostry, gdziekolwiek na tej polskiej ziemi, jest wezwany ludzkim cierpieniem, niech mu stanie przed oczyma to wydarzenie z Ewangelii...
Nieraz onieśmiela nas to, że nie możemy "uzdrowić", że nie możemy nic pomóc... Ważne jest żeby przyjść. Żeby być przy człowieku cierpiącym. Może nawet bardziej jeszcze niż uzdrowienia, potrzebuje on człowieka, ludzkiego serca, ludzkiej solidarności...
Wydarzenie ewangeliczne w sposób szczególny odnosi się do was wszystkich, którzy swój zawód, swe powołanie życiowe, związaliście z ludzkim cierpieniem...
Wy, przede wszystkim, drodzy bracia i siostry, winniście mieć przed oczyma Chrystusa wezwanego do sparaliżowanego sługi setnika – Chrystusa, który mówi: "Przyjdę". To również i wasza odpowiedź: "Przyjdę...uczynię, co będę mógł, dla twojego zdrowia..."
"Uczynię wszystko" – czyli będę miał wolę, gotowość, a także radość z niesienia pomocy cierpiącemu... z owej wrażliwości, wzruszenia i przejęcia się cudzym cierpieniem...
Stan zdrowotny społeczeństwa polskiego budzi uzasadnione obawy. Nadal wzrastają w tym społeczeństwie choroby układu krążenia i nowotwory, nadal wiele osób, w tym młodzież, przejawia uzależnienie od alkoholu, narkotyków i nikotyny. Niezadowalający jest również stan zdrowotny dzieci. Jest to wielkie pole do działalności profilaktycznej i leczniczej służby zdrowia...
Trzeba podtrzymywać za wszelką cenę piękną polską tradycję: działalność lekarza czy pielęgniarki traktowana nie tylko jako zawód, ale także – a  może przede wszystkim – jako powołanie...
Wczuwając się w ten niełatwy dzień powszedni pracowników służby zdrowia, myślę o wszystkich ludziach, którzy swą wiedzą i umiejętnością oddają wielorakie przysługi cierpiącym bliźnim – i pragnę w imieniu Kościoła, złożyć pod ich adresem wyrazy głębokiego uznania i wdzięczności...
Pamiętajcie, że Chrystus "do końca nas umiłował" (J 13,1) przez Krzyż...
I wy, drodzy bracia i siostry, lekarze, pielęgniarki, członkowie służby zdrowia – wy także jesteście wezwani, aby miłować "do końca".
Rozważcie, co to znaczy! Co to znaczy?

Słowa "Uczynię wszystko", które usłyszeliśmy w homilii Jana Pawła II wypowiedzieliśmy w składanej przez nas przysiędze Hipokratesa.
"Według najlepszej wiedzy będę dopomagał cierpiącym, zwracającym się do mnie o pomoc, mając na celu wyłącznie ich dobro..."
Wiedzą taką jest także homeopatia. Stwarza ona szansę nie tylko na wyleczenie lub poprawienie stanu zdrowia chorego, ale również, co ma ogromne znaczenie i o czym wspominał Jan Paweł II, pozwala zapobiegać wielu chorobom  przewlekłym.
13.03.2007 czyli w dzień wskazania mi powyższej homilii Jana Pawła II, w czasie liturgii Mszy św., była czytana Ewangelia według św. Mateusza (18,21-35). Jezus odpowiadając na pytanie Piotra: "Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie?" przytacza przypowieść o  słudze, któremu król darował dług, ale on sam nie potrafił tego zrobić w stosunku do swojego współsługi.
Ewangelia kończy się słowami: " Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: Sługo niegodziwy, darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż wiec i ty nie powinieneś był ulitować się nad swym współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?
I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu".

Odnosząc się do tych słów, w kontekście obecnej sytuacji, w jakiej znalazła się homeopatia oraz osoby z nią związane, zasadnym będzie ponownie zacytować słowa kończące homilię Jana Pawła II w Gdańsku:
"Rozważcie, co to znaczy! Co to znaczy?"

Miejsce homeopatii w paradygmacie nauk przyrodniczych

Miejsce homeopatii w paradygmacie nauk przyrodniczych
  Napisany Wed 04 Apr 2007 przez Homeopata (1259 odsłon)
Stawiając sobie pytanie, skąd biorą się trudności z zaakceptowaniem homeopatii i dlaczego wzbudza ona niekiedy kontrowersje, na pewno musimy rozpatrzyć kilka aspektów tego zagadnienia.
Pierwszym z nich jest rozumienie homeopatii jako jednej z dziedzin medycyny.
Z punktu widzenia spraw ściśle medycznych homeopatia przez większość lekarzy odbierana jest nieufnie, nie wykłada się jej także na większości uczelni medycznych. Po okresie burzliwego rozwoju pod koniec XIX i w XX wieku zeszła na margines medycyny klasycznej, czy medycyny w ogóle. Niewątpliwie medycyna współczesna rozwinęła się przede wszystkim w dwóch kierunkach: farmakologii i zastosowania leków chemicznych, oraz chirurgii i technik z nią związanych. Jak wiemy, osiągnięcia na tym polu są ogromne. Jednak najszerszym paradygmatem medycyny, bo takiego słowa trzeba tu użyć, jest empiryczne podejście do zagadnienia leczenia, do zagadnienia zdrowia i choroby. Empirycznie to znaczy takie, w którym wartości nadrzędne to dobro chorego i wynik leczenia, w jakimś stopniu mierzalne, obserwowalne i możliwe do powtórzenia. W takim znaczeniu homeopatia jest dyscypliną jak najbardziej medyczną, nie różniącą się specjalnie od innych. Medycyna ta nie mieści się natomiast w paradygmacie nauk przyjmujących za podstawę przemiany chemiczne i redukujących wszystkie zjawiska życia do kręgu tych przemian, a więc do takich nauk, które w gruncie rzeczy zdominowały nasze myślenie o życiu, o organizmie – ponieważ nie możemy wykazać istotnego mechanizmu chemicznego działania leków homeopatycznych. Zauważmy jednak, że jest to paradygmat zawężony, w rzeczywistości nie odpowiadający prawdziwemu paradygmatowi medycyny, w którym liczy się przede wszystkim empiryczna obserwacja procesu choroby i empiryczna weryfikacja wyników leczenia. W tym sensie, w tym szerszym paradygmacie medycyny, która istnieje przecież tysiące lat jako dyscyplina ludzkiej wiedzy, homeopatia jak najbardziej się mieści.
Mamy więc tylko problem obecnego rozumienia nauki. Warto zaznaczyć w tym miejscu, że współcześnie ten paradygmat również jest przełamywany – ten paradygmat nauki współczesnej, biologii, która zawęziła swoje zainteresowania do przemian molekularnych, do interakcji między cząsteczkami, między atomami; która niejako wyłączyła wszystkie inne rzeczy poza nawias. Obecnie widzimy, że podstawą przemian składających się na życie, jest coś więcej – przemiana informacji i zjawiska kwantowe, które bardzo ciekawie i wnikliwie omawia prof. Molski w swoim artykule „ Nielokalność i homeopatia ”. Zjawiska kwantowe jako jeszcze jeden, głębszy poziom życia; wyjaśniające nam fenomen życia w kategoriach najogólniejszych. I tutaj istnieje punkt uchwytu dla homeopatii. Tam właśnie, na poziomie przemian informacyjnych i zjawisk kwantowych, jest miejsce, gdzie działa lek homeopatyczny.
Wydaje się także, że homeopatia ma zła prasę, zupełnie bez swojej winy, przez to, że do mediów dostają się przeważnie informacje podawane przez firmy farmaceutyczne albo przez jakieś ugrupowania powiązane z tymi firmami. Systematycznie negują one skuteczność homeopatii, albo twierdzą, że jest to efekt placebo, albo że w ogóle nie ma potwierdzenia działania leków homeopatycznych. Tymczasem mamy coraz więcej dowodów opisanych w literaturze, że pozytywnie zweryfikowanie działania tych leków jest najbardziej możliwe. Osobnym problemem jest dojście do mediów i podanie prawdziwych informacji na temat leków homeopatycznych.
Trzeci problem, być może najważniejszy, ponieważ sięgający sfery duchowej, a w Polsce na pewno ważny dla wielu ludzi i szeroko dyskutowany, to ocena homeopatii w kontekście zagadnień religijnych. Niestety, dominuje tu opinia negatywna wytworzona przez grupę ludzi aktywnych, również części duchownych, którzy uznali homeopatię za domenę efektów magicznych. Osobiście nie mogę zrozumieć takiego sposobu rozumowania, jednak trzeba się z tym liczyć. Wydaje mi się, że osoby te nie rozumieją mechanizmu, o którym już wspomniałem: że zarówno tworzenie leków homeopatycznych, jak i ich zastosowanie jest oparte wyłącznie na empirii, a więc doskonale mieści się w paradygmacie nauk przyrodniczych i medycyny, jako jednej z nich. Mamy tu do czynienia z brakiem podstawowego zrozumienia i pragnieniem jak najszybszego znalezienia jakiegoś wyjaśnienia, więc mechanizm magiczny wydaje się bardzo poręczny, jednak w mojej opinii – zupełnie fałszywy. Podobnie oskarżenia, że niektórzy homeopaci, z Hahnemannem na czele, albo byli masonami, albo należeli do jakichś sekt.... Nie możemy napiętnować całej dziedziny nauki z tego powodu, że niektórzy jej przedstawiciele, gdyby tak było, zabrnęli w jakieś ślepe zaułki życia duchowego. Rozumując w ten sposób musielibyśmy chyba zablokować rozwój wszystkich życiowych przejawów współczesnej cywilizacji, gdyż wybitni naukowcy często mają bardzo dziwaczne poglądy filozoficzne lub religijne, podobnie wybitni artyści, którzy tworzą naszą współczesną kulturę. A przecież nie wyrzucamy telewizorów za okno, mimo wszystko czytamy książki i słuchamy muzyki.
Nie możemy więc popadać w przesadne rygory, które uniemożliwiałyby życie i korzystanie z tego, co jest dobre w świecie. Niewątpliwie homeopatia jest taką dobra, niezwykle obiecującą dziedziną. Potrzebuje ona przede wszystkim spokoju i umiejętności właściwej oceny, pozbawionej charakteru sensacyjności, charakteru, który wynika z czyjejś chęci zniszczenia konkurencji albo z pochopnego przejęcia się pewnymi oskarżeniami dziedziny duchowej. Oby tak się stało, oby spokojna dyskusja na ten temat przeważyła i umożliwiła nam dochodzenie do prawdy.

http://www.homeopata.info.pl/modules/articles/article.php?id=7&page=1

O logice i homeopatii

dr n. filoz. Dorota Rybarkiewicz

WSTĘP
Dr Stuart M. Close w „Wykładach i esejach o filozofii homeopatii” (Lectures and Essays on Homeopathic Philosophy) stwierdza, że sukcesy w przepisywaniu leku, jakie odnosili niektórzy homeopaci, były wynikiem stosowania przez nich określonych zasad myślenia. Nikt jednak zasad tych nie sformułował expressis verbis. Sugeruje więc on, aby zapoznać się z logiką i w ten sposób znaleźć metodę poprawnego rozumowania zapewniającego trafny dobór leku. Sam wskazuje na związek indukcji (kanonów Milla) z myśleniem homeopatów. Związki homeopatii z logiką są jednak o wiele głębsze; tutaj wskażemy na niektóre z nich.

Większość z nas przez całe życie używa logiki bez znajomości jej reguł. Na logice oparte jest myślenie i związany z nim język, a one z kolei stanowią tworzywo naszej wiedzy. Logikę porównuje się często do szkieletu - niewidocznego, ale koniecznego elementu, bez którego gmach wiedzy by runął. Logika jest sztuką poprawnego myślenia, ale co to znaczy myśleć? Logicy zwracają uwagę na niezwykle złożony proces zwany rozumowaniem. W nim splecione są dwa aspekty: konceptualizacja oraz wnioskowanie. Konceptualizacja to proces tworzenia pojęć, wnioskowanie natomiast polega na dobieraniu następstw do zdań uznanych już za prawdziwe. Oba procesy, a zwłaszcza fakt, że niejednakowo jesteśmy w nich wprawieni, odpowiadają za to, że różnimy się poglądami, choć poznajemy ten sam świat.
Między homeopatią (jak i każdą nauką) z jednej strony, a logiką z drugiej zachodzić mogą zależności dwojakiego rodzaju. Po pierwsze tzw. zależność logiczno-formalna polegająca na tym, że wzajemne relacje między pojęciami zawartymi w tezach i między tezami homeopatii powinny być zgodne z prawami logiki. Po drugie, zależność logiczno-materialna, która polega na tym, że homeopatia może stosować rezultaty badań logiki celem poznania własnego przedmiotu oraz celem sfomułowania pewnych norm postępowania. W pierwszej części charakteryzujemy podstawy homeopatii od strony zależności formalnej, natomiast w drugiej wskażemy na niektóre zależności materialne; każde z tych ujęć zawiera wątki dotyczące zarówno konceptualizacji jak i wnioskowania.

ZALEŻNOŚĆ LOGICZNO-FORMALNA

Zależność ta oparta jest na postulacie, aby relacje między pojęciami w tezach i między samymi tezami były zgodne z prawami logiki. Logika nakłada na wspomniane relacje warunki poprawności. Należą do nich między innymi kryteria poprawności definicji pojęć, relacji między ich zakresami oraz niesprzeczność tez. Ich poznanie pozwoli nam przekonać się, czy powyższy postulat jest spełniony. Dokładne prześledzenie bogatej literatury homeopatycznej pod tym kątem znacznie przekracza ramy tego artykułu - weźmiemy pod uwagę kilka głównych pojęć i praw homeopatii sięgając przede wszystkim do dzieł Hahnemanna.
Prawa
Na początek zauważmy, że żywa dyskusja wybuchająca od czasu do czasu między zwolennikami homeopatii a jej przeciwnikami zdaje się przypominać spór prowadzony przez instrumentalistów i zwolenników realizmu na gruncie filozofii nauki. Argumenty instrumentalistów można krótko ująć parafrazując Iana Hackinga: jeżeli możemy użyć jakiejś rzeczy (np. leku), za pomocą którego możemy wpływać na naturę, to ta rzecz musi być realna. Realiści zaś twierdzą (parafrazując tym razem Nancy Cartwright), że jeżeli akceptujemy wyjaśnienie, że coś (np. poprawa zdrowia) jest spowodowana przez daną rzecz, to musimy akceptować realność tej rzeczy; a tak przecież być nie musi. Istota sporu zdaje się sprowadzać do dwóch odmiennych stanowisk: pierwsze głosi, że teorie mają być użyteczne (“To działa!”); drugie natomiast, że to prawda jest ich celem (“To nie ma prawa działać!”, bo przyczyna nie musi być realna). Długotrwałość sporu o homeopatię świadczyć może o trudności uzgodnienia powyższych wyjściowych założeń.
W tej części artykułu ograniczymy się do zaprezentowania głównych praw homeopatii, natomiast założenia czy tezy związane ze sposobem wyjaśnienia zdrowia, choroby i działania leku (istotne, o ile determinują funkcje poznawcze) zostaną omówione w dalszej części. Prawa homeopatii będąc prawami empirycznymi dotyczą zawsze jakiegoś realnego stanu rzeczy w przyrodzie. Prawa tego typu opisują związki między obserwowalnymi - dostępnymi zmysłom - własnościami przedmiotów i formułowane są na podstawie jednostkowych zdań obserwacyjnych. Fundamentalnym prawem homeopatii jest prawo podobieństwa. Schematem jednostkowego zdania obserwacyjnego stojącego za tym prawem jest koniunkcja dwóch zdań:

A) Substancja x wywołuje u zdrowej osoby z symptomy s1,...sn. B) Substancja x podana osobie y z symptomami s1,...sn prowadzi do poprawy jej stanu zdrowia”.

W najogólniejszym sformułowaniu prawo podobieństwa ma postać zdania warunkowego (twierdzenia uznawane za prawa dają się na ogół sprowadzić do zdań warunkowych), mianowicie:

P1) Zawsze jeżeli substancja x ma własność A, to ma również własność B.

W świetle powyższego tzw. prawo indywidualizowania (zob. np. Vithulkas) nie jest właściwie prawem, lecz twierdzeniem wynikającym z fragmentu prawa podobieństwa dotyczącego własności B. Z definicji, rozpatrywanie symptomów charakterystycznych dla konkretnej osoby i dobranie na tej podstawie najbardziej dopasowanego leku jest podejściem indywidualnym.

Ściśle związane z prawem podobieństwa jest prawo pojedynczej dawki mające formę następującego zalecenia: pacjent za każdym razem powinien otrzymać tylko jeden pojedynczy prosty lek (”only one single simple medicine should be given to the patient at one time”, § 272). Prawo to jest zarazem prawem natury, jak i logicznym następstwem prawa podobieństwa, na co zwraca uwagę Hahnemann w § 273. Jako prawo natury zostało ono sformułowane na podstawie zdania obserwacyjnego o postaci:

C) Pojedyncza dawka jednej sprawdzonej substancji x podana osobie y prowadzi do poprawy jej stanu zdrowia.

Z tej racji, że lek podaje się zgodnie z prawem podobieństwa (między objawami wywołanymi u ludzi zdrowych w wyniku prób lekowych a objawami chorobowymi u pacjenta) pełne brzmienie schematycznego zdania obserwacyjnego jest następujące:

C1) Pojedyncza dawka jednej substancji x wywołującej u osoby zdrowej symptomy s1,...sn, podana osobie y o symptomach chorobowych s1,...sn prowadzi do poprawy jej stanu zdrowia.

Prawo pojedynczej dawki, jak widać, jest zatem szczególnym przypadkiem prawa podobieństwa oraz jego następstwem przy dodatkowym spostrzeżeniu, że “suma” leków nie równa się sumie ich symptomów. Na podstawie znajomości obrazów poszczególnych leków nie można zatem wnioskować, że podanie ich razem będzie po prostu odpowiadało większemu zakresowi objawów. (por. § 274)

Uszczegółowieniem prawa podobieństwa jest w praktyce homeopatii prawo potencjonowania leków ustalające sposób przyrządzania dawki optymalnie działającej tj. najskuteczniejszej i o najmniejszych działaniach niepożądanych. Podobnie jak w poprzednim przypadku jego podstawę stanowi koniunkcja schematów jednostkowych zdań obserwacyjnych:

D) Substancja x, jest w dawce (potencji) p.

E) Substancja x, w dawce p powoduje u osoby y poprawę zdrowia najdelikatniej i najszybciej (§ 279).

Samo prawo także ma ogólną postać zdania warunkowego:

P2) Zawsze jeżeli substancja x ma własność D, to ma również własność E.

Jest to prawo czysto empiryczne, którego sformułowanie wymaga bardzo wielu eksperymentów i obserwacji. W praktyce prawo to wzbogaca się o jeszcze jeden czynnik mianowicie klasyfikację pacjenta zależnie od jego kondycji, natężenia objawów, wieku itp. Aktualnie, jak się wydaje, prawo to nie zostało ustalone w pełnym zakresie dla wszystkich powszechnie używanych leków homeopatycznych, ani dla różnych klas pacjentów. Niemniej sama zależność nie budzi wątpliwości i wyznacza dalszy kierunek badań.

Czy powyższe prawa homeopatii mogą nosić miano praw naukowych? Ze wszystkich wymagań stawianych zazwyczaj prawom spełnione są:
warunek ogólności: wszystkie prawa są twierdzeniami ogólnymi w tym sensie, że ich zasięg czasowo-przestrzenny jest nieograniczony - dotyczy wszystkich obiektów czy zjawisk, o których mowa w twierdzeniu niezależnie od tego kiedy i gdzie występują.
warunek otwartości tzn. prawo dotyczy także zjawisk dotąd nie poznanych - można na jego podstawie przewidywać nowe zjawiska;
warunek nierównoważności skończonej klasie zdań jednostkowych.

Natomiast nie spełnione są:
warunek dotyczący przynależności do twierdzeń uznanych jakiejś nauki empirycznej;
warunek, że ma być ono wyjaśnione przez teorię uznaną w danej nauce lub wyjaśniać ze swej strony pewne inne prawa (rozwój fizyki może ta sytuacje odmienić).

Zastosowanie danego prawa w celach praktycznych, czyli dla skutecznego działania i przewidywania, wymaga najczęściej odwołania się do dodatkowych przesłanek. Stanowią je informacje dotyczące opisu stanu (pacjenta), czyli tzw. warunki początkowe. Tak więc, oczywistym jest, że chcąc na podstawie prawa podobieństwa znaleźć sposób skutecznego leczenia (lek, potencję, częstotliwość podania) i konkretnie przewidzieć jego przebieg, należy zgromadzić odpowiednią wiedzę o pacjencie. Od jej doboru i zakresu zależy sukces w stosowaniu konkretnego prawa. Zdarza się, że zbyt pochopnie odrzuca się prawo, podczas gdy należy jedynie uzupełnić warunki początkowe.

Pojęcia

U podłoża każdego rodzaju wiedzy leży siatka pojęciowa tworzona (i przyswajana) w procesie konceptualizacji. Siatka pojęciowa w homeopatii rozwarstwia się na “praktyczną” - która wysuwa się na pierwszy plan w bezpośrednim kontakcie z pacjentem oraz “teoretyczną” - związaną z ogólną teorią choroby i leczenia. Warstwa praktyczna składa się po prostu z pojęć-leków, natomiast teoretyczna z pojęć charakterystycznych dla medycyny w ogóle. Skuteczność działań w homeopatii zależy od stopnia znajomości obu.
Konceptualizacja

Siatka pojęciowa używana w codziennym wywiadzie związana jest ściśle z wiedzą praktyczną, która umożliwia dobór leku. Zanim jednak ktokolwiek będzie w stanie dokonać udanego wyboru leku, co polega na umiejętności sprawdzania, czy dana jednostka podpada pod dane pojęcie (tj. lek), musi sam dobrze to pojęcie (lek) znać. Wcześniej musiał zatem nastąpić proces konceptualizacji. Proces ten może przebiegać rozmaicie. Na przykład, wiele pojęć wprowadzanych jest do języka metodą poglądową, tzn. przez wskazanie obiektu w jakiś sposób egzemplifikującego owo pojęcie. „To jest krzesło” mówiono nam wielokrotnie wskazując na odpowiednie przedmioty i za którymś razem sami bezbłędnie rozpoznaliśmy krzesło. Podobnie, można by mieć nadzieję, że wskazanie na pacjentów reprezentujących np. typowy stan Sulphur zaowocuje umiejętnością rozpoznawania osób tego typu, czyli przyswojeniem sobie pojęcia „Sulphur”. Praktycznie jest to niewystarczające, między innymi ze względu na brak możliwości swobodnego obserwowania pacjentów w różnych sytuacjach życiowych w odpowiednio długim czasie, jak i być może rzadkie występowanie niektórych typów.

Innym sposobem wyrobienia sobie pojęcia jest, w przypadku homeopatii, poddanie się próbie lekowej przez samego lekarza. Naoczność i bezpośredniość doznań są gwarantem poznania. Jednak i ta metoda niesie ze sobą ograniczenia. Po pierwsze, nie sposób przetestować samodzielnie wszystkich leków; po drugie, liczba symptomów może być zbyt uboga, aby w pełni zdać sobie sprawę ze stanu charakterystycznego dla leku. Ponadto pojawia się pytanie, na ile własne, z konieczności niepełne, doznania pozwolą później na uchwycenie istoty podobieństwa.

Z drugiej strony można poznawać pojęcia przez definicje, czyli w tym przypadku słowny opis wyniku prób lekowych. Znowu pojawia się nadzieja, że przyswojenie sobie, niestety, dość długiego i złożonego opisu powinno natychmiast prowadzić do wskazania pacjenta podpadającego pod określone pojęcie tak, jak np. bezbłędnie odróżniamy trapez od innych figur geometrycznych na podstawie jego definicji. Na pytanie, czy tak jest odpowiedzieć mogą tylko praktycy. Stale rosnąca liczba szkół homeopatii, każda uznająca inny klucz do rozpoznawania pacjentów i leków, świadczy o ciągłym poszukiwaniu najefektywniejszego sposobu przyswajania pojęć-leków. Czy komputery mogą przynieść rozwiązanie tej sytuacji?

Pojęcie leku-typu

Świat rzeczywisty jest nieskończenie urozmaicony, nie jesteśmy jednak w stanie posługiwać się nieskończenie rozległym słownikiem. Nie upieramy się przy najdrobniejszych uchwytnych różnicach, lecz interesują nas raczej względne podobieństwa. Zatem jakie stoją przed nami drogi, gdy stykamy się z obiektem, który nie odpowiada dokładnie sensowi żadnej z nazw w naszym zasobie słownika? Możemy oczywiście nic nie powiedzieć (granice języka są granicami mojego świata) a postąpimy tak, gdy sporny obiekt nie będzie przypominał w ogóle żadnego obiektu z naszych wzorców. Ale jeśli wystarczajaco dobrze przypomina on sens którejś z nazw, stosowne jest użycie tej nazwy; wówczas jednak upraszczamy swoistość tego obiektu i tym samym zobowiązujemy się do takiego sposobu widzenia go, który mieści się w danym pojęciu.

Również w przypadku ludzi podkreśla się ich indywidualność i niepowtarzalność. A jednak teorie traktujące o ludziach, szukają podobieństw między poszczególnymi osobami. One to pozwalają budować samą teorię, klasyfikować, wyróżniać typy. Celem jest porządkowanie poznawanego świata między innymi w celu podejmowania skutecznych wobec niego działań. Na całą Materia Medica można spojrzeć jak na typologię pacjentów.

Klasa i typ to pojęcia używane często zamiennie, lecz w sensie stricto zachodzi miedzy nimi istotna różnica - spełniają one inne warunki formalne. Klasyfikacja to podział logiczy, jest poprawna o ile podział ten jest:
zupełny - podział jest zupełny, gdy suma podzakresów, na które podzieliliśmy dany zakres, równa jest zakresowi dzielonemu np. podział ludzi na synów i córki jest zupełny (ponieważ każdy człowiek jest albo jednym albo drugim), natomiast nie jest zupełny podział na ojców i matki (bo nie każdy jest rodzicem);
rozłączny - podział jest rozłączny, gdy podzakresy, na które podzieliliśmy dany zakres wzajemnie się wyłączają, np. podział ludzi na lekarzy i na nie-lekarzy jest rozłączny (nie można jednocześnie być i nie być lekarzem), a na lekarzy i pacjentów nie (bowiem lekarz może być pacjentem);
dokonany według tego samego kryterium - kryterium podziału to właściwość przedmiotów dzielonych, którą mamy na względzie, kiedy dokonujemy klasyfikacji np. wyróżnienie jednej grupy ludzi ze względu na ten sam zawód, a drugiej ze względu na płeć nie jest podziałem dokonanym według tego samego kryterium ( i co za tym idzie podział ten nie jest ani zupełny ani rozłączny): nie jest to więc przykład klasyfikacji.

W ramach tej samej klasy zachodzi relacja równoważności (tj. zwrotność, symetryczność, przechodniość) oraz spójność (oczywiście ze względu na określone kryterium).

Natomiast pojęcia typologiczne powstają przez wyróżnienie pewnych elementów wzorcowych, rzeczywistych lub skonstruowanych myślowo, i po określeniu wszystkich innych elementów zbioru przez stopień podobieństwa do owych wzorców, a więc za pomocą pewnej relacji porządkującej.

W praktyce typ bywa ustalany na podstawie pewnych lub nawet jednego uderzającego egzemplarza, traktowanego jako wzór, prototyp. Na podstawie wzoru ustala się zasięg typu, czyli włącza do typu te człony szeregu, które są wzorowi najbliższe. Jest to postępowanie odmienne niż w klasyfikacji, w której do klasy włącza się zjawisko na podstawie zasady, a nie wzoru, czyli zasięg ustala się formalnie, a nie intuicyjnie, przez podobieństwo. Ponadto przynależność do klasy nie jest kwestią stopnia, klasy są ostro wyodrębnione, typy zaś nie. Obok przypadków charakterystycznych są w typie również te, które realizują typ w mniejszym stopniu.

Relację podobieństwa charakteryzuje symetryczność i zwrotność. Jeśli z listy trzech warunków charakteryzujących stosunki równościowe skreślimy warunek przechodniości, to otrzymamy relację podobieństwa. Zatem każda równość jest podobieństwem, ale nie odwrotnie. Praktycznie rzecz biorąc można traktować podobieństwo przedmiotów jako ich równość pod pewnym względem, w pewnych wyróżnionych aspektach. I tak można wyróżnić typy ze względu na cechę(y) dystynktywne, albo ze względu na dystynktywną koniunkcję cech.

Czy podobieństwo jest przechodnie?

Jeśli a jest podobne do b (zawsze ze względu na x) i b jest podobne do c (ze względu na x) to a jest podobne do c (ze względu na x) - jest to podobieństwo ze względu na...)

Natomiast bezwzględne (bez względu na x) podobieństwo nie jest przechodnie: wówczas dwie osoby realizujące typ w mniejszym stopniu mogłyby należeć do tego samego typu i nie podzielać żadnych cech konstytucyjnych dla danego leku. Tak może być przy założeniu, że pacjent może mieć tylko część symptomów i że nie ma symptomów, które musi mieć w sposób konieczny, aby dany lek był dla niego odpowiedni.

A B

Z

Paradoks - przynależenie do tego samego typu, bez posiadania wspólnych cech, nie będąc do siebie podobnym: A jest podobne do Z ze względu na x; B jest podobne do Z ze względu na y i x?y=?.

Lek jest pojęciem typem charakteryzowanym przez zbiór cech. Cechy można uporządkować według następujących kryteriów jakościowych:

- częstotliwości występowania - od cech najbardziej typowych do nietypowych, cechy typowe to występujące w przypadku, powiedzmy, 80% - 100% prób lekowych. Typowość cech jest stopniowalna.

- swoistości tzn. cecha wyróżniąjąca pojawia się wyłącznie w tym typie. Można też przyjąć istnienie słabych cech wyróżniąjących, jeżeli cechy te pojawiają się nie w jednym typie leku, ale występują dość rzadko. Słabe cechy wyróżniające są również stopniowalne.

(występowanie w 2, 3, 4...itd. lekach; można tu przyjąć górną granicę mającą znaczenie praktyczne)

Cecha jednocześnie typowa i wyróżniająca jest cechą znaczącą.

Założenia:

1. Założenie możliwości doboru leku dla każdej osoby.

Dla danego pacjenta (i, i?I) istnieje lek (m, mM) taki, że między pacjentem a lekiem zachodzi relacja podobieństwa (P) polegająca na współposiadaniu cech.

(p1, ...pn p?P). Czy założenie to może nie być w jakimś przypadku spełnione?

2. Założenie, że dla danej osoby istnieje tylko jeden dobrany lek (np. konstytucyjny).

Zbiór pacjentów złożony jest z rozłącznych podzbiorów stanowiących typologie. Każdy podzbiór może byc nazwany nazwa leku, który jest konstytucyjny dla danej grupy osób.

W wersji mniej idealistycznej (słabszej) założenie to glosi, że tylko w danym momencie (t) istnieje dla danej osoby jeden odpowiedni lek. Konsekwentnie zbiór pacjentów złożony jest z rozłącznych podzbiorów tylko w chwili t.

Wersja tego założenia stanowiaca, ze zbiór pacjentów nie jest rozłączny tzn. istnieje więcej niż jeden dobrany lek dla danej osoby (w danym momencie) jest niezgodna z istotą podobieństwa, które jest stopniowalne. Teoretycznie istnieje maksymalne podobieństwo, ale ze względu na ograniczenia naszych funkcji poznawczych często nie jesteśmy w stanie go odkryć. Przyczyna tego stanu rzeczy zdaje się tkwić w fakcie, że praktyczne poczynania prowadzące do stwierdzenia podobieństwa cechuje asymetryczność. Z tego powodu należy mówić tu raczej o porównywaniu (pacjenta do typu-wzoru) niż o obiektywnym podobieństwie. Asymetryczność łączy się z przesunięciem pola uwagi z jednych cech na inne zależnie od „kierunku” porównywania. Najłatwiej zilustrować to zjawisko banalnym przykładem, w jednym kierunku porównując psa do osła („Jego pies to osioł”), gdzie widzimy upór; w drugim osła do psa („Jego osioł to pies”), gdzie na pierwszy plan wysuwa się inna cecha - wierność. Nikt nie myśli o czterech nogach i ogonach.

W procesie porównywania dobrze jest zdać sobie sprawę z pewnej hierarchii cech.

Cechy:

A - mamy sami z siebie

B - nabyte pod wpływem nieobecnego już czynnika zewnętrznego

C - nabyte pod wpływem wciąż obecnego czynnika zewnętrznego (może by zniknęły, gdyby czynnik ów ustał).

Odróżnienie AB/C wydaje się ważne, odróżnienie A i B jest chyba w praktyce niemożliwe. Chociaż cechy A mogłyby zostać uznane za konstytucyjne.

Każdy obiekt należy do jednego i tylko jednego typu ( w przypadku pacjenta w danym momencie). Każdy obiekt opisany jest przez zespół cech. Poszczególne opisy jednostkowe obiektu mają postać zdań spostrzeżeniowych o postaci schematu:

“i jest t”

gdzie i nazywa i denotuje (zastępuje) konkretną osobę - inaczej mówiąc identyfikuje pacjenta; natomiast t nazywa i konotuje (wskazuje poprzez treść) konkretną cechę (symptom), na przykład, “(Siedzący przede mną pacjent) Jan Kowalski jest cierpliwy”.

Zatem schemat ten reprezentuje cztery różne akty mowy: nazywanie, opisywanie, egzemplifikowanie i klasyfikowanie. W stwierdzeniu tym można więc popełnić cztery rodzaje błędów, z których istotne w praktyce okazać się mogą dwa:
Błąd opisywania - wskazuje na to, że nie oceniliśmy poprawnie cechy obiektu, czyli błędnie spostrzegamy pacjenta.
Błąd przyporządkowania - postrzegamy prawdziwie, ale ta cecha nie nazywa się tak jak myślimy, błędnie używamy języka.

Niezwykle interesującym zadaniem byłaby analiza rozmaitych metod rozpoznawania typów pacjentów pod względem szukania „istoty” leku.

Przejdziemy teraz na poziom teorii homeopatii.

Pojawiają się tutaj pojęcia charakterystyczne dla medycyny: zdrowie, choroba, leczenie, lek, siła życiowa. Homeopaci podkreślają, że znaczenie tych terminów odbiega od znaczenia przyjętego w medycynie konwencjonalnej i w języku potocznym. Wiąże się to ściśle z faktem, że obie medycyny stosują w wywiadzie lekarskim dwa zupełnie różne schematy poznawcze. Tradycyjny wygląda następująco:

ZBIÓR DOLEGLIWOŚCI ETYKIETA (EW.) ZBIÓR LEKÓW
(ogólny)

CHOROBA

Schemat 1

przy czym dolegliwości brane pod uwagę muszą być w pewnym sensie uogólnione (np. prima causa), aby pasowały do etykiety - wszystko co specyficzne i szczegółowe uniemożliwiłoby klasyfikację. Zatem zadaniem lekarza jest znalezienie u pacjenta niektórych symptomów charakterystycznych dla danej jednostki chorobowej, a po ustaleniu jej nazwy przepisanie leku tej nazwie przyporządkowanego. Tradycyjna diagnoza dąży więc do opatrzenia pacjenta etykietą z nazwą choroby, czasem czyni to poprzez żmudne i skomplikowane badania, które nadają całej metodzie rangę naukowości.

Natomiast schemat poznawczy w wywiadzie homeopatycznym ma postać następującą:

ZBIÓR DOLEGLIWOŚCI LEK HOMEOPATYCZNY

(szczegółowy, zindywidualizowany)

Schemat 2

Uproszczenie to jest możliwe dzięki prawu podobieństwa, a także dzięki innemu pojęciu leku. (Lekiem dla danej osoby jest similimum tzn. potencjonowany roztwór substancji, który u zdrowego człowieka wywołuje symptomy dokładnie takie, z jakimi zgłosił się dany pacjent.) Dlatego w homeopatii nie mówi się o diagnozowaniu. Ewentualne diagnozowanie należało by rozumieć jedynie jako trafne wskazanie leku. Pacjent nie ma anginy, czy nabłoniaka, lecz tylko szereg objawów. Można więc co najwyżej mówić o jego dolegliwościach używając nazwy dopasowanego na zasadzie podobieństwa leku. Pojawia się pytanie, czy zastąpienie nazw chorób nazwami leków, a co za tym idzie zastąpienie podziału pacjentów według jednostek chorobowych ich podziałem według typów similimum nie jest tylko metodologicznie nieistotną zamianą terminów? Ze względu na zasadniczo różne pojęcia choroby i leku stosowane przez obie medycyny, odpowiedź na powyższe pytanie jest negatywna.


Czym jest choroba w homeopatii? Przede wszystkim nie ma właściwie potrzeby mówić o chorobie w tradycyjnym rozumieniu, aby leczyć homeopatycznie. Samo pojęcie, jak widać na schemacie, nie odgrywa żadnej roli w procesie leczenia i dlatego nie zaistniała potrzeba jego dokładniejszego zdefiniowania. Dolegliwości odczuwane i opisane przez pacjenta są brane pod uwagę zarówno w medycynie konwencjonalnej jak i w homeopatii. Jednak w homeopatii wyraz „choroba” nie odnosi się do pojęcia tak abstrakcyjnego jak zbiór symptomów charakterystycznych dla danej choroby - o chorobie mówi się, jako o dynamicznym zaburzeniu życia (…desease itself, that is, the life which is only dynamically deranged and disordered… ) (Introduction, p.9) U każdego człowieka może ono objawiać się inaczej poprzez wiele charakterystycznych dla danej osoby (!) objawów (totality of symptoms). Różnica między obiema koncepcjami choroby jest jaskrawo widoczna w sytuacjach, gdy każdy z chorych jednakowo zdiagnozowanych przez medycynę konwencjonalną otrzymuje inny lek homeopatyczny (similimum), co w oczywisty sposób wynika z zasady podobieństwa. Choroba w homeopatii jest więc zjawiskiem dynamicznym, poznawalnym jedynie poprzez symptomy - człowiek choruje, gdy na dynamiczną siłę życiową działa dynamiczna siła jej przeciwna. Mówiąc językiem bardziej współczesnym, choroba polega na uszkodzeniu procesów samo-regulacyjnych, na zaburzeniu krążenia energii w organizmie. Sam twórca homeopatii używa terminu “choroba” przede wszystkim podejmując próbę opisania i wyjaśnienia sposobu działania leków homeopatycznych.

Brak dogłębnego zrozumienia całej koncepcji procesu chorowania i leczenia zgodnego z tą metodą leczenia, skutkuje często stosowaniem leków homeopatycznych na sposób alopatyczny. W wyniku takich praktyk samo słowo “homeopatia”, tak jak jest dzisiaj używane, stało się dwuznaczne, mianowicie:

“homeopatia1” zachowuje pierwotne znaczenie związane ze schematem 2. zgodne z tradycją wywodzącą się od jej twórcy, (homeopatia klasyczna).


“homeopatia2” reprezentuje schemat 1 wnosząc tam jedynie następującą zmianę:

DOLEGLIWOŚCI ETYKIETA LEK HOMEOPATYCZNY

(ogólne)


CHOROBA

Schemat 3


W nauce jest powszechną praktyką odnoszenie się do nowych pojęć za pomocą „starych” słów w jakiś sposób z nimi związanych. Takie rozszerzenie znaczenia często ma miejsce, gdy słowo już używane obejmuje swym zakresem nowy obiekt, jak np. w przypadku “węgla”, którego zakres wzbogacał się o odkrywane kolejno odmiany alotropowe (diament, grafit, fulleren). Każde rozszerzenie zakresu było uzasadnione tym samym składem chemicznym, który stanowił podstawę chemicznej definicji tego pierwiastka. Warunkiem poprawności rozszerzenia jest właśnie uwzględnienie cech istotnych definiowanych obiektów. W przypadku homeopatii klasycznej istotna jest nie jedna cecha, ale cały zespół logicznie powiązanych i praktycznie sprawdzonych praw i zasad, które wiążą się ściśle ze schematem 2. Tymczasem jak pokazuje schemat 3, homeopatia2 jest rodzajem medycyny konwencjonalnej: bazuje na jej koncepcji choroby, diagnozowaniu i sposobie doboru leku. Samo stosowanie leku homeopatycznego, choć jest warunkiem koniecznym dla homeopatii klasycznej, nie jest wystarczającym, aby takie miano nosić. Zatem z punktu widzenia poprawności definicji nic nie uprawnia do nazwania sposobu uprawiania medycyny według schematu 3 homeopatią.


Nawet z punktu widzenia języka potocznego, który dokonuje swoistych manewrów w celu zapełnienia luk semantycznych oraz skrócenia wypowiedzi, zabieg takiego rozszerzenia znaczenia wyrazu wydaje się podejrzany. Może być potraktowany jedynie jako przypadek katachrezy, gdzie obiekty mają wspólną nazwę: jeden z definicji, a drugi na zasadzie pewnej, w zasadzie nieistotnej relacji, w jakiej pozostaje z pierwszym obiektem. Używając tego terminu w znaczeniu homeopatii2 należało by więc pamiętać, że jest on metaforyczny i z homeopatią klasyczną ma tyleż wspólnego, co głowa człowieka z głową kapusty, noga konia z nogą stołu lub mysz - gryzoń z myszą komputerową.


Wracając do głównego wątku rozważań dotyczących bazowych pojęć homeopatii, proponuję teraz przyjrzeć się pojęciu siły życiowej. Koncepcja siły życiowej, do której odwołuje się Hahnemann, ilekroć próbuje opisać zjawisko choroby, może budzić uzasadnione kontrowersje. Przede wszystkim wiążą się one z zarzutem nienaukowości. “Przyjmowanie istnienia jakiejś zasady, siły życiowej, która decyduje o przebiegu procesów rozwojowych w organizmie, czyli tzw. witalizm jest właściwie stanowiskiem filozoficznym. Sama entelechia bowiem nie podlegając badaniom empirycznym, niczego z naukowego punktu widzenia nie wyjaśnia.” Z drugiej strony jednak, jak przyznaje Ślaga, twierdzenia witalistów są właściwie niefalsyfikowalne i dlatego stale utrzymują się w nauce. Samego Hahnemanna jednak powyższe uwagi nie dotyczą w tym sensie, że naukowość tworzonej przez niego dyscypliny opierała się na danych empirycznych - dokładnych próbach lekowych i wieloletnich obserwacjach pacjentów - a nie na towarzyszących im próbach całościowego i filozoficznego właśnie ujęcia koncepcji zdrowia i choroby zgodnego z tym sposobem leczenia. Wydaje się przy tym, że sam Hahnemann zdawał sobie po części sprawę z niedoskonałości tego pierwotnego dla jego systemu pojęcia. Świadczyć o tym mogą poszukiwania terminologiczne: „siła życiowa” (vital force) staje się „zasadą życiową” (vital principle) ”mocą duchową” (autocracy spiritual power) “ożywiającą mocą o charakterze duchowym” (animating spirit-like power) i samym “życiem”. Najjaśniejszą odpowiedź na pytanie czym jest siła życiowa znajdujemy w jej negatywnych określeniach: nie rządzi się rozumem, wiedzą ani refleksją, może działać jedynie w ramach fizyczności organizmu (“But the vial force, which of itself can only act accordingly to the physical constitution of our organism and is not guided by reason, knowledge and reflection.”) i w zestawieniu z jej przeciwieństwem: niewidoczna, dynamiczna siła życiowa decyduje o różnicy między martwym ciałem a żyjącą istotą (“without this animating spirit-like power the organism is dead” p 10).


Powstaje pytanie, czy sensowne jest stawianie Hahnemannowi zarzutu, że popełnia błąd hipostazownia siły życiowej (np. gdy stwierdza, że ona działa, wywołuje itp). Czy jest to tylko sposób mówienia o niej, czy zakłada się jej istnienie? Poszukując odpowiedzi warto w tym miejscu skorzystać z metody stosowanej przez kognitywistów (np. Lakoff), którzy badając metafory używane w języku odtwarzają całe siatki pojęciowe oraz odkrywają tzw. metafory rdzenne. W homeopatii zdrowie i choroba są konceptualizowane w kategoriach reakcji siły życiowej: (1) Siła życiowa “wpływa na” człowieka (siła życiowa - przyczyna, coś zewnętrznego?). (2) Człowiek, organizm jest zatem “nośnikiem” (pojemnikiem, podłożem) siły życiowej. Siła życiowa “rezyduje” w człowieku (człowiek - dom, miejsce). (3) Siła życiowa “produkuje” (“wyraża cierpienie przez”) symptomy i “zmienia się” w czasie. Powyższy sposób mówienia możemy odnieść do współczesnej (i modnej) metafory komputerowej:


1 2 3


input black box output


lub metafory behawioryzmu:


bodziec organizm reakcja


Aby w końcu przedstawić adekwatny schemat metafory homeopatycznej:


czynnik dynamiczny dynamiczna siła życiowa symptomy chorobowe


Zwróćmy uwagę na analogie “pionowe”. Obserwacji podlegają jedynie input i output, a na ich podstawie można tylko domyślać się zawartości czarnej skrzynki i wysuwać co do tego hipotezy. Dla Hahnemanna domyślną zawartością byłaby właśnie siła życiowa, bez niej nie zaistniałyby symptomy (jak w martwym ciele).


Przytoczmy dalsze przykłady:


Siła życiowa zmienia się, reaguje, odpowiada, jest jej więcej lub mniej, jest słabsza, silniejsza, zanika, umiera, wywołuje, powoduje.


Na ich podstawie można stwierdzić, że metaforą rdzenną siły życiowej jest proces (słowa powyżej kursywą) pozostałe wyrażenia to przejaw reifikacji, wręcz personifikacji siły życiowej. Natomiast metaforą rdzenną similimum byłaby interpretacja procesu; nie trwanie, ale jego etap, odnotowanie rysów struktury organizmu.


Warto w tym miejscu zauważyć, że Hahnemann w okresie tworzenia podstaw homeopatii miał wybór między koncepcją mechanistyczną a witalizmem. Pojęcie siły życiowej pozwalało na opis jego metody leczenia w sposób bardziej naturalny. Niestety pojęcie to otworzyło bramę nienaukowym interpretacjom wywodzącym się z prądów filozoficzno-religijnych czy nawet ezoterycznych. Niektórzy homeopaci nie potrafili oddzielić tego typu poglądów od wiedzy dotyczącej samej praktyki. Nic dziwnego, że zrodziło się wrażenie, że homeopatia stanowi część tych prądów (np. New Age), a sama w sobie przedstawia jakąś wartość tylko dla “wierzących”. Na szczęście przypadki wyleczonych homeopatycznie zwierząt mogą zawsze stanowić dowód o obiektywnej skuteczności tej metody.

ZALEŻNOŚĆ LOGICZNO-MATERIALNA
czyli o stosowaniu rezultatów badań logiki w celu poznania własnego przedmiotu i sformułowania norm postępowania.

Racjonalne myślenie i staranny pomiar są to tylko narzędzia, a nie treść pracy, niemniej jednak bez takich i innych narzędzi logiki odkrywanie prawdy zdane byłoby na przypadek. Homeopatia jest dyscypliną pragmatyczną, ale w wywiadzie kluczową rolę odgrywają: język, myślenie i teoria, trzy dziedziny, które są też przedmiotem badań logiki. Świadoma praktyka w używaniu narzędzi logicznych podnieść może skuteczność prowadzenia wywiadu i efektywność uzyskiwania informacji. Ponadto zbliżenie pojęciowe obu dyscyplin i, co za tym idzie, wprowadzenie nowego punktu odniesienia, jakim jest logika, pomoże podjąć metodologiczną analizę podstaw teoretycznych homeopatii.


Poniższe uwagi ograniczają się jedynie do zagadnienia związanego z wpływem języka na poznanie.
JĘZYK

Anamneza jest poznaniem zarówno intuicyjnym, jak i symbolicznym. Dla intuicji obiekt poznania jest dany wprost, a akt poznawczy sprowadza się do oglądu, w języku fenomenologii, “do uzyskania pełnej naoczności obiektu”. Na ile pełna naoczność jest możliwa i niezależna np. od schematów konceptualnych przekazywanych przez język jest sprawą dyskusyjną. Poznanie symboliczne natomiast odnosi się do obiektu poprzez znak - czyli język - i jego istotą jest interpretacja (hermeneutyka). Dzięki interpretacji języka ujawniaja się nowe aspekty obiektu, których nie może dać bezpośredni ogląd. Dlatego, wbrew tradycji filozoficznej, nie należy tu przeciwstawiać tych dwóch rodzajów poznania.


Językiem jako systemem znaków zajmuje się semiotyka; poszczególnym jej działom odpowiadają trzy relacje, jakie zachodzą między znakami językowymi, a: 1) użytkownikami języka 2) tym do czego znak odsyła; 3) innymi znakami językowymi. W procesie rozumienia istotne są przede wszystkim dwie pierwsze relacje, zgodnie z tradycją nazywane odpowiednio: pragmatyczną i semantyczną.
Aspekt pragmatyczny

Rozumienie (pacjenta) w węższym sensie związane jest z interpretacją jego wypowiedzi, w szerszym to zdolność wniknięcia w jego motywacje, uczucia i decyzje. Pierwsze jest warunkiem drugiego. Każde może pozostać nieosiągalnym celem, jeżeli nie zdamy sobie sprawy ze znaczenia, jakie dana osoba przypisuje do tego co mówi, a także do tego co się wydarza i co robi. Tak szeroko rozumiane znaczenia w większości przekazywane są poprzez język i są w dużej mierze wspólne dla danej kultury: wiele z nich jest uznanych za pewniki komunikowane pośrednio poprzez słowa i czyny - ludzie nieustannie wykorzystują te złożone systemy znaczeniowe starając się zrozumieć siebie, innych i świat. Pozostaje jednak pewien margines znaczeń indywidualnych, który sprawia, że na przykład osoby obserwujące to samo zdarzenie zinterpretują je zupełnie inaczej. Poniższe rozważania dotyczą różnych aspektów tego różnicowania i częściowo są niestety jedynie postulatami.


Pierwsze pytanie przed którym stoi lekarz dotyczy języka, jakiego powinien używać przy zadawaniu pytań. W sytuacji idealnej dobrze by było wcześniej odkryć, jak rozmówca (pacjent) “sortuje” rzeczywistość, aby w pytaniu nie narzucić mu swoich kategorii poznawczych. Istnieją bowiem subtelne, lecz ważne różnice semantyczne między językami dwóch osób mówiących pozornie tym samym językiem. Na przykład Khun i Feyerabend kładli nacisk na zależność teorii od znaczenia tłumacząc tym, dlaczego ludzie uznający odmienne teorie używają tych samych wyrażeń w różnych znaczeniach. Leon Koj zauważa natomiast, że z jego reguły zmiany znaczenia wynika, że osoby różniące się przekonaniami używają wyrażeń o różnych intensjach i dlatego nie mogą się nawzajem zrozumieć.


Wobec powyższego należałoby dążyć do tzw. kompetencji translacyjnej, czyli zdolności tłumaczenia języka drugiej osoby na swój własny, i dalej na język Materia Medica. Oczywiście, każde tłumaczenie niesie pewne ograniczenie, mianowicie odrywa od pierwotnego systemu odniesień i tym samym znaczenia faktycznie wyrażone ulegają wypaczeniu. Słusznie więc przywiązuje się w wywiadzie lekarskim wielką wagę do zachowania tego, co ktoś mówi bez tłumaczenia, o ile oczywiście dane sformułowania pojawiają się także w charakterystyce leków i o ile słowa, użyte teraz przez pacjenta znaczą to samo, co słowa użyte często wiele lat temu do opisu prób lekowych. Naturalnie, w przypadku języka polskiego poziom trudności powiększa się jeszcze o konieczność tłumaczenia na język obcy.


Lekarz zatem ma w najlepszym razie do czynienia z trzema językami: swoim, pacjenta i Materia Medica; pierwszy wiąże się z opisem, drugi i trzeci z odkryciem. Własny system znaczeń służyć ma do odkrywania systemu znaczeń pacjenta i znaczeń M.M., czyli do interpretacji. Od stopnia przyswojenia sobie czyjegoś systemu znaczeń zależy, czy nasza interpretacja będzie tożsama z jego. Nie da się jednak obserwować czyjegoś systemu znaczeń w sposób bezpośredni, ale jedynie słuchając, obserwując i potem rozumując - przeprowadzając wnioskowania. Rozumujemy na podstawie danych obserwacyjnych - co ludzie robią, jak się zachowują - i na podstawie przesłanek - tego co słyszymy oraz tego co wiemy, czyli niestety naszego, systemu znaczeń. Z powodu tego ostatniego wnioski, do których dochodzimy traktować można jedynie jak hipotezy, które muszą być nieustannie testowane i potwierdzane. Powstaje zatem pytanie jak uniknąć naszego, zbyt swoistego, systemu znaczeń w bazie przesłanek rozumowania prowadzącego do interpretacji? Ponadto, w większości system znaczeń zasadza się na milczących założeniach, z których najbardziej fundamentalne traktowane są jako pewniki, a te są najczęściej przesłankami we wnioskowaniach. Z tego powodu wczucie się w czyjś system znaczeń wymaga również uświadomienia sobie treści jego entymematów, czyli przesłanek milcząco założonych. Dla ilustracji, przytoczyć tu można przebieg eksperymentu przeprowadzonego przez Margalita i Goldbluma nazwanego grą metaforyczną. Polegał on na dopasowaniu cechy do obiektu (np. Gdyby miasto miało kolor, to jaki byłby to kolor?) oraz odgadywaniu nazwy obiektu na podstawie jego metaforycznego opisu. Okazało się, wbrew oczekiwaniom, że nawet stereotypowe skojarzenia, jak zieleni z żołnierzem, mogą doprowadzić do niestandardowych znaczeń: dla jednego ze studentów osobą odpowiadającą temu skojarzeniu był Jezus. Jak wyjaśnił, jedna z przesłanek w jego rozumowaniu dotyczyła nieposzlakowanej opinii, jaką miał o żołnierzach i którą mógł porównać tylko do opinii, jaką miał o Jezusie. W celu uniknięcia nieporozumień należało by poczynić tu założenie o nie podzielaniu żadnych, nawet pozornie oczywistych, przekonań.


Rozumienie więc zasadza się na interpretacji. Powstaje pytanie, jakie są kryteria oceny poprawności interpretacji. W bardziej sformalizowanym ujęciu, termin “system znaczeń” zastępuje się przez “system zdań”, czyli sądów, bowiem do nich można sprowadzić znaczenia. Interpretację, czyli przekład jednego systemu zdań na drugi można wówczas w sposób jasny przedstawić jako pary zdań, jedno z języka interpretowanego, drugie z języka własnego i poddać je ocenie. Pierwszą rzeczą, która rzuci się w oczy jest ilościowa zgodność, czyli proporcja jednego systemu zdań do drugiego zwana zasięgiem interpretacji. Informuje on jak dużą część systemu interpretowanego udało się objąć tłumaczeniem. Dążenie do jak najobszerniejszego zasięgu interpretacji czasem może kolidować z drugim warunkiem poprawności - naturalnością. Przekład powinien być naturalny w tym sensie, że znaczenie pierwowzoru jest w największym możliwym stopniu zachowane w przekładzie. W przypadku zdań niejednoznacznych i niedookreślonych szczególnie wyraźnie rysuje się konflikt między powyższymi kryteriami. Zachowaniu rozsądnej równowagi może pomóc zastosowanie dodatkowego kryterium Pareto: interpretacja jest optymalna, gdy żadnego z jej parametrów nie da się poprawić nie pogarszając jednocześnie drugiego.


Czasami ustalenie najlepszego sposobu rozumienia, czyli największej naturalności, wymaga konsultacji językowej (odwołania się do innych użytkowników języka). Jest to kryterium pragmatyczne, zewnętrzne w stosunku do samego systemu w tym sensie, że nie stanowi go żadna konkretna własność systemu a jedynie konwencja językowa. W tym samym celu można zbadać, która z wersji przekładu jest bardziej spójna z innymi zdaniami systemu (z przekładem całej wypowiedzi pacjenta). Spójność jest kolejnym czynnikiem decydującym o jakości interpretacji. Ogólnie spójność systemu jest tym większa (a tym samym interpretacja tym lepsza) im więcej zdań systemu to tezy wtórne, czyli zdania wynikające z aksjomatów systemu. Tu należy zwrócić uwagę na wybór aksjomatów, czyli tez pierwotnych nie dowodzonych. Wybór ten powinien być w maksymalnym stopniu naturalny, to znaczy, jeżeli jakieś zdanie uznane jest za aksjomat w systemie interpretowanym - czyli przez pacjenta - to za aksjomat powinno zostać uznane zdanie odpowiadające mu w interpretacji lekarza.


Tylko gdy zbiory tez pierwotnych w obu systemach są zdaniami korespondującymi ze sobą można spodziewać się, że wnioski które na ich podstawie wyciągnie lekarz będą pokrywać się z wnioskami pacjenta. Czy do tego jednak należy dążyć w wywiadzie homeopatycznym? Czy nie powinno się raczej postulować anty-naturalizmu pod tym względem? Najczęściej bowiem za przesłanki rozumowania (czyli tezy pierwotne) służy lekarzowi zupełnie inny zbiór zdań niż pacjentowi. Wynika to głownie z zasadniczej nieznajomości zasad leczenia homeopatycznego u pacjentów, którzy myślą w kategoriach medycyny alopatycznej i zgodnie z nią referują swój stan i nawet są skłonni odczuwać poprawę. Lekarz homeopata i jego pacjent wybierają zatem inne cechy jako poszukiwane wskazówki do dobrania leku i wydaje się, że w większości wypadków postulat zachowania tożsamości aksjomatycznej wręcz nie powinien tu być spełniony. Ponadto, każdemu wnioskowaniu towarzyszą tezy brane spoza systemu interpretowanego i znów najczęściej tezy te w przypadku pacjenta są zupełnie odmienne od tez uznawanych w homeopatii. Tutaj w grę wchodzą różnice w pojmowaniu zdrowia i choroby, diagnozowania oceny poprawy czy pogorszenia i wiele innych. Kolejny parametr interpretacji logicznej, siła teorii, i dążenie aby była ona jak najsłabsza zatem znowu nie powinno być spełnione.


Aspekt semantyczny




Relację języka do rzeczywistości opisuje się za pomocą pojęcia prawdziwości. “Zdanie jest prawdziwe, gdy jest tak jak ono głosi.” Takie zdanie, o którym można orzec czy jest prawdziwe czy fałszywe nazywa się zdaniem w sensie logicznym i o takich zdaniach będzie tylko mowa poniżej. Lekarz homeopata dąży do poznania prawdy tj. zbioru zdań, co do których prawdziwości jest przekonany. Natomiast nie można oczekiwać, aby wszystkie wypowiedzi pacjenta były zdaniami w sensie logicznym. Niedbałość, chaotyczność mowy, błędy logiczne, nawet naturalne w dialogu skróty, wszystkie one prowadzą do niezrozumienia (błąd niezrozumiałości), do nieporozumienia (np. w wyniku wieloznaczności wypowiedzi) i, co gorsza, mogą uniemożliwić ustosunkowanie się do wartości logicznej wypowiedzi, czyli orzeczenie czy wygłoszone zdanie jest prawdziwe czy fałszywe. Oczywiste jest, że wartość poznawcza takich wypowiedzi jest znikoma, nie mogą też one stać się przesłankami żadnego rozumowania. Stąd postulat doprowadzania każdej informacji (wypowiedzi przekazującej informację) do postaci zdania w sensie logicznym. W praktyce wiąże się to często z koniecznością poprawienia językowych błędów, a w przypadku, gdy okaże się to niemożliwe uznania, że taka wypowiedź nic nie wnosi do analizy i należy ją wykluczyć. Wobec tego istotna jest praktyczna umiejętność odróżniania zdań w sensie logicznym od innych wypowiedzi.


Z wartością logiczną zdania wiążą się dwa zagadnienia: z jednej strony nasze przekonanie co do prawdziwości bądź fałszywości zdania jest w praktyce stopniowalne - mówi się więc o stopniu przekonania co do prawdziwości zdania; z drugiej strony sposoby dojścia do tego przekonania różnią się między sobą co do wiarygodności. Niektóre sposoby np. poznanie naoczne, za pomocą zmysłów (przy założeniu, że towarzyszą temu normalne warunki i sama osoba poznająca również znajduje się w stanie normalnym uznać należy za najpewniejsze. Całkowicie pewne, ale na mocy umowy (definicji), są zdania ustalające lub odwołujące się do znaczeń terminów. Powszechnie za pewne uważa się też stwierdzenia wsparte autorytetem naukowym (tzn. naukowców), chociaż jak pokazały dzieje nauki, prawdziwość takich twierdzeń zależy od teorii, w ramach której są one głoszone więc stan ten może ulec zmianie wraz ze zmianą teorii. Pośrednią kategorię zdań stanowią zdania będące uogólnieniami indukcyjnymi. Rozumowanie indukcyjne jest całkowicie pewne, tzn. możemy być w 100% pewni, że wniosek otrzymany na podstawie takiego rozumowania jest prawdziwy, tylko wówczas, gdy przebadane zostały wszystkie możliwe przypadki. W przeciwnym razie istnieje tylko prawdopodobieństwo prawdziwości wprost proporcjonalne do ilości przypadków rozważanych. (Uwaga: próby lekowe nie są stuprocentowymi uogólnieniami indukcyjnymi.)


Język nie tylko opisuje rzeczywistość, ale też ją tworzy - sortuje, narzuca swoje kategorie. Przykładowo, przywykliśmy wyodrębniać w świecie pewne przedmioty jako całości, nadajemy im nazwy i w ten sposób grupujemy wyodrębnione elementy. Jednak nie wiadomo, czy taka jest rzeczywista ontologia naszego świata. Badania lingwistyczne pokazują, ze różne kultury niejednakowo postrzegają obiekty. Literatura obfituje w przykłady: od licznych rodzajów śniegu Eskimosa, poprzez język Indian Hopi opisany przez Whorf’a, aż do pewnego plemienia na Wyspach Karaibskich, którego członkowie uważali się za krokodyle (członkowie plemienia i krokodyle należeli do tej samej kategorii pojęciowej). Jak dowodzi Watts, na przykładzie języka chińskiego, status rzeczy może pochodzić z konwencji językowej, a niekoniecznie z obiektywnego świata zewnętrznego. Teza relatywizmu językowego stojąca za tymi przykładami głosi, że złudne jest przekonanie, że ludzie przystosowują się do rzeczywistości zasadniczo bez użycia języka; świat realny jest w znacznym stopniu budowany nieświadomie na podstawie nawyków językowych grupy. Nawet jeśli nie zgodzimy się z nią w tak radykalnym sformułowaniu, to rodzą się wobec niej dwa pytania: Do jakiego stopnia język decyduje o naszym poznaniu rzeczywistości oraz, czy w ramach tej samej grupy językowej rzeczywiście nie zachodzi niebezpieczeństwo nieporozumień wynikających z pozornie drobnych różnic językowych? Pierwsze pozostaje właściwie bez odpowiedzi - może co najwyżej czujność poznawczą. Poniżej próbujemy znaleźć odpowiedź na drugie pytanie na przykładzie dwóch pojęć stosowanych w homeopatii: warstwy i miazmy.


Wybór terminów, za pomocą których odnosimy się do badanej dziedziny może być dwojaki. Można wprowadzić terminy projektując ich znaczenie, np. w ten sposób wprowadzil Hahnemann nazwę ‘miazma’. Można też posłużyć się metaforą, np. warstwa. Oba terminy odnoszą się do tego samego obiektu poznawanego, ale każdy w inny sposób.


Warstwa to nie jest coś, co realnie istnieje u jakiegokolwiek pacjenta, lecz jest to (znów) sposób mówienia. Zamiast twierdzić, że warstwy są stopniowo odkrywane, czy tez stopniowo się ujawniaja, można powiedzieć, ze pewne cechy (symptomy) są stopniowo odkrywane czy też ujawniaja się. Chociaż status ontologiczny cech jest zagadnieniem dyskutowanym, dogodnie jest tu przyjąć, że cechy nie istnieją same w sobie, lecz jedynie istnieje osoba, która je ma, czy ujawnia. Zatem warstwa to pojęcie, które nie odnosi się do istniejącego przedmiotu. Kotarbiński stwierdziłby, że jest to w tym przypadku nazwa pozorna i przypisywanie istnienia temu co ona oznacza jest błędem hipostazowania. Używanie takich terminów, oczywiście bez hipostazy tzn. bez założenia, że to o czym ona mówi istnieje, jest jednak zasadne. Pełnią one funkcję metafory-modelu (wg Blacka). Model jest to taki sposób mówienia, który łączy dwie oddzielne dziedziny “relacją kognitywną“. Używa się języka jednej dziedziny jako soczewki do zobaczenia innej dziedziny. “Warstwa” jest zatem sposobem mówienia - metaforą, która umożliwia caly szereg skojarzeń np. obierania, odkrywania czegoś nowego w miarę posuwania się w głąb itd. Jest pojęciem epistemologicznym - odnosi się do etapów procesu poznawczego - a nie ontologicznym, ponieważ nie odnosi się, ani dosłownie ani metaforycznie, do bytu. Z każdym modelem wiąże się pewne ograniczenie, tak jak soczewka pozwala nam zobaczyć coś w jeden określony sposób. Wadą użycia pojęcia warstwy wydaje się być to, że wiąże się z nim niezależny od lekarza limit poznawania podyktowany wpisanym w warstwowość uporządkowaniem, które z drugiej strony patrząc, stanowi o atrakcyjności tego modelu. Od tej wady wolny jest sposób mówienia Hahnemana: zakłada jedynie limit postrzegania lekarza, który odkrywa symptom po symptomie, aż zarysuje się obraz dysharmonii (postrzeganej pewnym sensie jako harmonii) - miazma.